Opublikowana przez Brukselę zielona księga w sprawie euroobligacji to reakcja na wniosek Parlamentu Europejskiego. W lipcu ubiegłego roku zażądał on przeanalizowania, czy instrumenty te mogą pomóc w walce z kryzysem zadłużenia.
Komisja przedstawiła trzy warianty funkcjonowania euroobligacji. Pierwszy zakłada rezygnację z emitowania obligacji narodowych oraz indywidualne i solidarne gwarancje państw członkowskich dla papierów wspólnych. Kraje objęte projektem ponosiłyby odpowiedzialność nie tylko za własny udział w euroobligacjach, ale także za udziały innych państw. W drugim wariancie założono pozostawienie możliwości emitowania obligacji przez państwa, w trzecim zaś dodatkowo zmieniono rodzaj gwarancji – miałyby one być indywidualne, ale niesolidarne. Każdy martwiłby się tylko o własne zobowiązania.
Zdaniem Komisji warunkiem wstępnym powodzenia projektu byłoby „wyeliminowanie ryzyka nadużyć". Komisja zaproponowała więc mechanizmy polityczne, łącznie z możliwością przyznania instytucjom Unii „szerokich uprawnień do ingerowania" w politykę budżetową państw UE.
Eksperci z niemieckiego Centrum für Europäische Politik przestrzegają jednak: korzyści z euroobligacji – polegające na ustabilizowaniu systemu bankowego czy zwiększeniu płynności rynku – zostaną zniwelowane przez zagrożenia. Wśród nich CEP wymienia właśnie brak presji na kontynuowanie reform.
Są też zastrzeżenia prawne. Traktat o funkcjonowaniu UE zakazuje stosowania wykupu, czyli przejmowania odpowiedzialności za długi innych państw, konieczna byłaby więc zmiana traktatów. A w wielu krajach, m.in. w Niemczech, euroobligacje będą też niezgodne z prawem wewnętrznym.