Po niemal dwóch latach negocjacji Tokijska Giełda Papierów Wartościowych oraz Daiwa, drugi największy w Japonii dom maklerski, porozumiały się z bankiem centralnym Birmy w sprawie utworzenia tam giełdy. Ma ona ruszyć w ciągu trzech lat.

A już za tydzień rozpocznie się handel akcjami na giełdzie w stolicy Kambodży, Phnom Penh, którą tamtejsze władze zorganizowały we współpracy z operatorem rynku w Seulu. Formalnie kambodżański parkiet działa od lipca ub.r., ale dotąd nie notowano na nim żadnej spółki. Pionierem będą stołeczne zakłady wodociągowe, które sprzedały akcje za 82,8 mld rieli (66 mln zł). Do końca br. na giełdę wejść mają jeszcze dwie prywatyzowane częściowo firmy: kambodżański telekom i operator portu w Sihanoukville.

Władze w Phnom Penh wiążą z giełdą duże nadzieje. Liczą na to, że pomoże ona upowszechnić riela. Obecnie system finansowy Kambodży zdominowany jest przez dolara, co komplikuje prowadzenie polityki pieniężnej.

Na razie zainteresowanie nowym parkietem jest duże. Wyraził je nawet guru rynków wschodzących Mark Mobius. Wiąże się to z dobrymi perspektywami kambodżańskiej gospodarki, która w ostatnich dziesięciu latach rosła w tempie 7,7 proc. rocznie. Eksperci ostrzegają jednak, że entuzjazm inwestorów może szybko wygasnąć, a giełda będzie potrzebowała co najmniej dekady, aby dojrzeć. Ilustruje to przykład otwartego w styczniu ub.r. parkietu w Laosie, gdzie notowane są dwie firmy.