Wśród tych najbardziej spektakularnych jest choćby alians w sprawie wspólnego poszukiwania gazu łupkowego zawarty przez PGNiG z trzema spółkami energetycznymi – Polską Grupą Energetyczną, Tauronem i Eneą, oraz KGHM, czy też mniejsza umowa gazowego monopolisty i gdańskiego Lotosu dotycząca współpracy na siedmiu koncesjach. Najbardziej odległy w czasie wydaje się być na razie projekt polskiego atomu, w sprawie którego koalicję stworzyły firmy sektora energetycznego i KGHM. Elektrownia jądrowa – według najnowszych doniesień – ma powstać do 2024, ale wielokrotnie zmieniany termin, może ulec przesunięciu.
Wielkimi krokami zbliża się natomiast finalizacja fuzja Azotów Tarnów i puławskich zakładów. Do konsolidacji grup nawozowo-chemicznych ma dojść na początku przyszłego roku.
Będzie to jedyne spośród tu wymienionych połączeń kapitałowych. Pozostałe to sojusze inwestycyjne. Łączy je jedno – inspiracja ich utworzenia wyszła z resortu Skarbu. Kierujący nim Mikołaj Budzanowski jest przekonany, że w państwowych przedsiębiorstwach tkwi uśpiony potencjał inwestycyjny. - Czas odejść od myślenia, że spółki skarbu to wyspy działające wyłącznie na własny rachunek. To są narzędzia służące wzrostowi gospodarczemu Polski. Również ich akcjonariusze oczekują wzrostu ich wartości – twierdzi szef MSP. Jego zdaniem oba cele mogą być osiągnięte m.in. poprzez efekt synergii wynikający z zawieranych sojuszy.
Skarb jako katalizator
Głosów sceptyków nie brakuje. Na pierwszy plan wysuwa się zarzut, że to same spółki, a nie ich główny akcjonariusz, powinny inicjować porozumienia. Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. A. Smitha odnosi się z dużym krytycyzmem do wszelkich inicjatyw resortu ingerujących w biznes przedsiębiorstw. – Skarb idzie fałszywą drogą. Próbuje powielać japoński model MITI (od Ministry of International Trade and Industry – red.), które miało zaprogramować rozwój ekonomiczny tego kraju. Ministerstwo uznało np., że japońskie auta nigdy nie będą konkurencyjne. Decyzjami administracji rządowej blokowano i utrudniano rozwój motoryzacji w tym kraju. Dzięki uporowi pana Hondy, Toyody i innych przedsiębiorców Japonia ma najbardziej konkurencyjną branżę motoryzacyjną na świecie. Inne sektory promowane przez urzędników, nie odniosły spektakularnego sukcesu, co świadczy dobitnie, że próby organizowania gospodarki przez polityków się nie sprawdzają - argumentuje Sadowski. Jego zdaniem alianse powinny być tworzone tam, gdzie jest biznes. A ten – w niego ocenie – nie idzie w parze z polityką.
- Można koordynować pewne plany rozwoju spółek państwowych, ale to co robi dziś resort przybiera postać czystego interwencjonizmu – mówi bez ogródek jeden z ekspertów rynku, prosząc o zachowanie anonimowości. Jego zdaniem wypalić mogą jedynie alianse zawierane na zasadzie pełnej dobrowolności. - Z żadnego przymusowego porozumienia czy to łupkowego czy atomowego nic nie wyjdzie, bo przede wszystkim na polskim rynku nie ma ani technologii, ani tak dużych pieniędzy na inwestycje w te obszary – argumentuje.