Czas nie jest tu sprzymierzeńcem. Za pięć tygodni Stanom Zjednoczonym grozi upadek z finansowego klifu. Termin ten ukuto dla kombinacji podwyżek podatków i obowiązkowych cięć wydatków budżetowych. Już 1 stycznia wygasają ulgi podatkowe wprowadzone za czasów prezydentury George'a W. Busha. Potem mają stopniowo wchodzić w życie automatyczne cięcia budżetowe, ponieważ Kongres nie zdołał w terminie wprowadzić planu redukcji zadłużenia publicznego.
Ekonomiści ostrzegają przed ogromnymi konsekwencjami, przede wszystkim przed głęboką recesją, która wpędziłaby także Europę w jeszcze głębszy kryzys.
Po wielu miesiącach politycznego pata, do pierwszego spotkania kongresowych liderów z prezydentem Barackiem Obamą doszło 16 listopada. Prezydent, który zaledwie kilka dni wcześniej wygrał dość zdecydowanie wybory, podtrzymał swoje stanowisko, że każdy kompromis musi obejmować podwyższenie podatków dla najbogatszych Amerykanów. Inne ulgi z czasów prezydenta George'a W. Busha, dotyczące indywidualnych podatników zarabiających mniej niż 200 tysięcy dolarów oraz rodzin z dochodami poniżej 250 tysięcy dolarów rocznie miałyby zostać utrzymane.
Do tej pory republikanie w Kongresie zdecydowanie się jednak sprzeciwiali jakiemukolwiek podwyższaniu podatków. Argumentowali, że tego rodzaju posunięcie zwolniłoby jeszcze bardziej wzrost gospodarczy i pogrążyłoby cały kraj w stagnacji. Wielu z nich podpisało deklarację o tym, że na pewno nie będą głosować za jakąkolwiek podwyżką podatków.
Zamiast zwiększania obciążeń dla bogatych republikanie proponują reformę całego systemu podatkowego i likwidację wielu ulg dla różnych grup społecznych. Jednak i wśród nich narasta przeświadczenie, że podwyżek podatków nie da się uniknąć.