Święta inwestorów na Wall Street

W tym roku w sektorze finansowym straci pracę przynajmniej 30 tysięcy osób. To więcej niż w motoryzacji i transporcie lotniczym.

Publikacja: 21.12.2012 23:48

Święta inwestorów na Wall Street

Foto: Bloomberg

Ale o cięciach zatrudnienia na nowojorskiej Wall Street i w londyńskim City nie mówi się w kontekście klęski i zapaści na rynku finansowym, ale raczej jako o sukcesie. Obserwatorzy podkreślają oczyszczającą atmosferę, w której wreszcie zaczyna być widoczny człowiek w kryzysie zapomniany – inwestor.  To dla ich dobra również pracę straciło dwóch bankierów ze światowej czołówki – prezes Citigroup Vikram Pandit i  Robert Diamons – prezes Barclays. O dymisję otarło się kilku innych.

Rynek to lubi

Najgłębsze cięcia zatrudnienia miały miejsce w bankowych ikonach z Wall Street – Deutsche Banku, Barclays, JP Morgan Chase, UBS, Credit Suisse Group AG, Goldman Sachs Inc. i w Morgan Stanley. Przy tym całkowita kwota, jaką wypłacono w tym roku jako wynagrodzenie bankowej elity świata, wyniesie w tym roku połowę tego, co w 2007 roku – wynika z wyliczeń Options Group, nowojorskiej firmy łowców głów.

Indeks finansowy Standard & Poor's w tym roku wzrósł o ponad jedną czwartą, czyli jest to najwyższy wzrost od pokryzysowego 2003 r. Liderem pozytywnych zmian jest Bank of America Corp., którego akcje podrożały więcej niż dwukrotnie. Zadziałały efekty zwiększenia przejrzystości w bankach, naciski regulatorów na zwiększanie ryzyka, wreszcie oszczędności – cięcie zatrudnienia, a dla tych, co zostali – zmniejszenie zarobków i wydatków.

Znacznie straciły blask także „złote spadochrony" dla odchodzących prezesów. W tym roku nie było słychać o bożonarodzeniowych party ostro zakrapianych najdroższymi szampanami. – Najwyższy czas, aby pracownicy przestali narzekać na niskie zarobki, a jeśli obecne nie są dla nich satysfakcjonujące, to zawsze mogą się pożegnać z pracą. Wyższych już nie będzie  – powiedział otwarcie na przedświątecznej lampce wina prezes Morgan Stanley James Gorman.

Jego wystąpienie było dalekie od napakowanych optymizmem wcześniejszych, które zazwyczaj zaczynał od słów: – Mamy za sobą kolejny wspaniały rok! Teraz mówi otwarcie: – Na Wall Street zarabiamy zbyt dużo. A jako akcjonariusz naszego banku rozumiem to, co mówią inni akcjonariusze: płace są nadal zbyt wysokie.

Jest z czego ciąć

Oczywiście u Gormana jest z czego ciąć. Jego wynagrodzenie za ubiegły rok wyniosło 10,5 mln dol. i... należało do najniższych na Wall Street. Tylko w tym roku Morgan Stanley zwolnił 4 tys. pracowników, a wypłacane w I kwartale 2013 r. bonusy będą znacznie skromniejsze od zeszłorocznych. I to mimo lepszych wyników finansowych i wyższej dywidendy  wypłacanej akcjonariuszom. Jednocześnie przedstawił im mniejsze koszty wynagrodzenia w banku za 2012 r. Coś takiego nie wydarzyło się w tym banku od 15 lat. Teraz stało się, bo  inwestorzy powiedzieli: dosyć! Chcieli wreszcie zobaczyć lepsze wyniki finansowe, którym pomagają ostrzejsze regulacje, wzrost, a nie spadek ratingów.

W czasie kiedy  inwestorzy i klienci banków z zadowoleniem przyjmowali informacje o mniejszej rozrzutności szefów banków, mniejszym apetycie na ryzyko dilerów, dochodziło nadal do skandali.  Jak chociażby słynne ujawnienie  „strzyżenia muppetów", czyli  ograbiania inwestorów i klientów z należnych im pieniędzy  u Goldmana Sachsa. Nie doszłoby do tego, gdyby  jeden  z rozżalonych pracowników  nie wściekł się z pominięcia podczas promocji i  nie ujawnił, jak źle są traktowani klienci i inwestorzy Goldmana Sachsa.

Płacowa gilotyna

Najbardziej drastyczne zmiany dotyczą płac. Dobrą ilustracją tych zmian jest bonus wypłacany prezesowi Goldmana Sachsa Lloydowi Blankfeinowi. Za rok 2007, czyli ostatni „tłusty" przed kryzysem, otrzymał nagrodę w wysokości 67,9 mln dol. Za 2011 – 12,4 mln dol. Ta suma nadal jest szokująca.

W tym roku nie słychać bożonarodze- niowych party ostro zakrapianych najdroższymi szampanami

Ale i GS się zmienia. Ograniczył zatrudnienie, podwyższył dywidendę, i to po raz pierwszy od wybuchu kryzysu. Paradoksalnie mimo wszystkich zdrowych  i cieszących akcjonariuszy tendencji ostatecznie dochody Blankfeina wcale nie spadły. Bo zmiany, jakie wprowadził w banku, zaprocentowały wzrostem kursu akcji. A w sytuacji, kiedy papiery GS  od początku roku podrożały o 41 proc., pakiet jego akcji zwiększył swoją wartość o... 67 mln dolarów – do 228 mln dol.

Akcje  Citigroup w dwa dni po odejściu  prezesa Vikrama Pandita wzrosły o prawie 5 proc. To był dowód nadziei inwestorów, że teraz zaczną się zmiany. Wcześniej akcjonariusze odmówili zatwierdzenia podwyżki płacy  Vikrama. Potem  akcje zyskały, kiedy następca Pandita Michael Corbat poinformował o ograniczeniu zatrudnienia o 11 tys. osób na całym świecie. Jeszcze bardziej ucieszył się rynek, kiedy szwajcarski UBS ujawnił  zmniejszenie zatrudnienia o 10 tys. osób. Wtedy akcje strzeliły w górę  tak, że  wartość rynkowa banku przeskoczyła wartość księgową, co dotychczas nie udało się konkurencji.

Zawsze za dużo

Za amerykańskim sektorem finansowym mimo wszystko ciągnie się zła sława.  –  Wall Street zawsze będzie oceniana jako miejsce pracy, gdzie zarabia się zbyt dużo – mówił Bloombergowi James Dean, który opuszczał Morgana Stanleya po 26 latach pracy. – Poziom rozgoryczenia osiągnął niebywały poziom, z tym żyć już się nie da – tłumaczył. I założył własną firmę doradztwa finansowego. Już nie w Nowym Jorku, ale w San Francisco, gdzie żyje się łatwiej i spokojniej. I zarabia trochę mniej.

– Tak, to prawda. Akcjonariusze są teraz znacznie bardziej zdeterminowani i twardzi w egzekwowaniu żądań – uważa Benjamin Hesse, który zarządza bostońskim Fidelity Investments – pięcioma funduszami inwestycyjnymi wartymi łącznie 1,7 bln dol. Widać teraz, że zarządzający instytucjami finansowymi znacznie bardziej liczą się z akcjonariatem i nie jest to wyjątkiem, ale  tendencją, jaka zaczyna panować w branży – mówił Hesse.

Nadal jednak na Wall Street są banki, które pozostają rozczarowaniem dla inwestorów.  To przede wszystkim Bank of America, w dalszym ciągu Citigroup oraz Credit Suisse. Jeśli chciało się w tych bankach zarobić, to warto było kupić ich obligacje. – Dzisiaj znacznie korzystniej jest być właścicielem bankowych papierów niż pracownikiem w tej branży – tłumaczy Davide Serra, partner w  londyńskim Algebris Investments LPP.

W każdym razie na Wall Street przyjęto już do wiadomości, że nie ma powrotu do dawnych złotych czasów. Że nie będzie już  niebotycznych zarobków w giełdowych bankach. – Te zmiany szykowały się w ciągu ostatnich czterech lat. Ale wreszcie rzeczywiście  do nich doszło – uważa Michael Aronstein z Marketfield Asset Management, zarządzający funduszem wartym 3,5 mld dol.

Kary srogie jak nigdy

Do banków na dobre dobrali się również regulatorzy. Instytucje finansowe  płacą teraz niebotyczne kary, o których przed kryzysem nikt nie słyszał. Brytyjski HSBC musi wycisnąć z zysku 1,92 mld dolarów za pranie brudnych pieniędzy i obsługę kartelów narkotykowych, a Standard Chartered – 667 mln dol. za tajne transakcje z Iranem. Kweku Adoboli, były diler szwajcarskiego UBS, został skazany na siedem lat więzienia za oszustwa i narażenie pracodawcy na straty w wysokości 2,3 mld dolarów.  Brytyjski nadzór bankowy ze swojej strony ukarał Szwajcarów karą w wysokości 48,3 mln dolarów za  niewystarczające procedury wewnętrzne. Dodatkowo jeszcze UBS będzie musiał zapłacić w Wielkiej Brytanii karę w wysokości 1,6 mld dolarów jako karę za manipulacje stawkami LIBOR. To trzykrotnie więcej, niż Barclays zapłacił w czerwcu 2012 roku.

 

Ale o cięciach zatrudnienia na nowojorskiej Wall Street i w londyńskim City nie mówi się w kontekście klęski i zapaści na rynku finansowym, ale raczej jako o sukcesie. Obserwatorzy podkreślają oczyszczającą atmosferę, w której wreszcie zaczyna być widoczny człowiek w kryzysie zapomniany – inwestor.  To dla ich dobra również pracę straciło dwóch bankierów ze światowej czołówki – prezes Citigroup Vikram Pandit i  Robert Diamons – prezes Barclays. O dymisję otarło się kilku innych.

Pozostało 93% artykułu
Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli