Gospodarka czy polityka? Zdecydował pan już, co wybiera?
Kazimierz Marcinkiewicz:
I jedno, i drugie jest dla mnie ważne. Będąc czynnym politykiem, zajmowałem się sprawami gospodarczymi, pisałem programy gospodarcze, pracowałem w komisji finansów i skarbu państwa. Ale polityką wciąż się interesuję, patrzę na nią jednak już z innej perspektywy. Dziś jest mi trudno wyobrazić sobie powrót do czynnej polityki, choć w 100 proc. tego nie mogę wykluczyć. Zdobyłem w EBOR i Goldman Sachs unikalne doświadczenie. Mam dziś głęboką wiedzę o świecie, biznesie i kulisach decyzji gospodarczych. Skończyłem IESE Business School w Barcelonie, jedną z lepszych uczelni biznesowych – tego okresu nigdy nie będę żałował.
Kończy pan kilkuletnią współpracę z amerykańskim bankiem inwestycyjnym Goldman Sachs. Był pan ich doradcą ds. Polski i Europy Centralnej. Wyznawcy teorii spisowych twierdzą, że to właśnie ta instytucja rządzi światem i decyduje o trendach na międzynarodowych rynkach finansowych. To prawda czy po prostu mają tak dobry PR?
To po prostu jedna z najlepiej zorganizowanych korporacji w globalnym świecie finansów. Z interesami rozsianymi na całym świecie. Dlatego pracuje dla nich tak wiele osób także zaangażowanych wcześniej w politykę. Pracuje tam zespół bankierów, którzy realizują ogromne transakcje. Pracując dla nich spotkałem wiele osób z pierwszych stron gazet, chociażby Mario Montiego, który we Włoszech zajmował się tym samym, co ja robiłem dla nich w Polsce. Ale to, że zatrudniają osoby związane z różnymi dziedzinami życia nie oznacza, że rządzą światem. Mają po prostu świetny zespół i tyle.