Ulica Świętokrzyska, jedna z głównych arterii Warszawy. Od niemal dwóch lat buduje się tam druga linia metra. Trzeba trochę się nachodzić, aby pokonać krótkie odcinki drogi między trzema instytucjami odpowiedzialnymi za to, aby polska gospodarka sprawnie funkcjonowała.
Ale oddalanie się od siebie Narodowego Banku Polski, Komisji Nadzoru Finansowego i Ministerstwa Finansów to wina nie tylko placu budowy. Za grubymi murami budynków toczy się bowiem bój o to, kto na Świętokrzyskiej będzie górą i przejmie władzę nad sektorem bankowym. Szwadrony Ministerstwa Finansów mają przewagę, ale wynik starcia jeszcze nie jest przesądzony.
Od przeszło pięciu lat pieczę nad systemem finansowym w Polsce sprawuje Komisja Nadzoru Finansowego (wcześniej nadzór był w gestii NBP). To stamtąd wychodzą między innymi zalecenia i rekomendacje dla banków określające, na jakich zasadach mogą one udzielać kredytów i jak powinny rozporządzać zarobionymi pieniędzmi. Obok polityki pieniężnej i fiskalnej to kolejne ważne narzędzie pobudzania lub chłodzenia popytu w gospodarce. Teraz oręż w postaci wydawania rekomendacji dla banków KNF może stracić.
Z ręki przewodniczącego Andrzeja Jakubiaka chce je wytrącić minister finansów Jacek Rostowski do spółki z Markiem Belką, prezesem banku centralnego.
Projekt ustawy o tzw. nadzorze makroostrożnościowym zakłada bowiem uchylenie punktu w prawie bankowym, na podstawie którego KNF może wydawać rekomendacje dotyczące ostrożnego i stabilnego zarządzania bankami. Kompetencje ma przejąć Rada Ryzyka Systemowego, której przewodniczyć będzie NBP. Rola Komisji Nadzoru Finansowego ma natomiast ograniczać się do mikronadzoru, czyli w praktyce wydawania technicznych, niemających wpływu na cały sektor, zaleceń dla poszczególnych banków.