Rynkowa euforia związana z tym, że od USA oddaliło się widmo bankructwa, nie trwała długo. O ile w środę nowojorski indeks S&P 500 zyskał 1,4 proc., to w czwartek zaczął sesję od niewielkich spadków. Większość europejskich indeksów giełdowych po południu lekko traciła, a dolar osłabł wobec euro do najniższego poziomu od stycznia.
– Europejskie rynki podeszły w trzeźwiejszy sposób do porozumienia fiskalnego w USA niż rynki amerykańskie, które mocno rosły w środę. Podejście europejskie jest inne dlatego, że traderzy z Europy doskonale zdają sobie sprawę z tego, czym jest spychanie problemów w czasie przez polityków. Znają to przecież z kryzysu w strefie euro – twierdzi Ishaq Siddiqi, strateg z ETX Capital.
– Rynki akcji nie świętują już umowy między republikanami a demokratami. Skupiają się natomiast na tym, czy rating USA zostanie zmieniony. Agencja Fitch skłania się ku jego obniżce, a jak inne pójdą za nią, możemy mieć powtórkę z sierpnia 2011 r. – wskazuje David Madden, analityk z IG Markets. Częściowym spełnieniem tych obaw było to, że chińska agencja Dagong obcięła w czwartek rating USA o jeden stopień do poziomu A-. Na szczęście jednak dla Stanów Zjednoczonych jej werdykty nie przyciągają takiej uwagi inwestorów jak działania tzw. Wielkiej Trójki (Fitch, S&P i Moody's).
Powszechne wśród ekspertów jest poczucie, że kryzys fiskalny w USA może dać o sobie znać w nadchodzących miesiącach. Porozumienie osiągnięte przez przywódców demokratów i republikanów z Senatu (przegłosowane w nocy ze środy na czwartek przez Izbę Reprezentantów i ekspresowo podpisane przez prezydenta) przewiduje przywrócenie finansowania dla administracji federalnej do 15 stycznia i podwyżkę limitu zadłużenia do 7 lutego. Specjalna komisja złożona z kongresmenów i senatorów obu partii ma do 13 grudnia przygotować dziesięcioletni plan reform fiskalnych.
– O ile krótkoterminowa niepewność znika, to możliwe jest , że na początku przyszłego roku znowu będziemy przechodzić przez ten sam cyrk – ocenia Michael Hewson, analityk z CMC Markets.