Organizacja przyznała, że jeden z jej pracowników w holenderskiej centrali dokonywał ryzykownych transakcji na rynku walutowym, w wyniku, których stracił 3,8 mln euro. Przedstawiciele Greenpeace przeprosili wszystkich fundatorów i darczyńców.
Przedstawiciele organizacji poinformowali, iż jeden z jej pracowników w Holandii chciał w drugiej połowie zeszłego roku "zarobić na słabym euro" i zawarł szereg transakcji walutowych. Jednak europejska waluta pod koniec zeszłego roku niespodziewanie się wzmocniła i Greenpeace zanotował poważną stratę. Deficyt budżetowy organizacji na koniec zeszłego roku wyniósł rekordowe 6,8 mln euro.
Pechowy pracownik został zwolniony, ale jak podkreślili przedstawiciele organizacji "nie kierowała nim chęć osobistego zysku". Nie ma mowy o próbie defraudacji - podkreślono. Kierownictwo Greenpeace przyznało też, że zawiodły mechanizmy nadzoru finansowego, ale wprowadzono już odpowiednie uregulowania, które mają zapobiec takim sytuacjom w przyszłości.
Europejski Greenpeace w zeszłym roku otrzymał 72,9 mln euro dotacji. W wyniku nieudanych spekulacji ma jednak dziurę budżetową w wysokości niemal 7 mln euro. Zapewnia jednak, że nie będzie to miało wpływu na żadną z obecnie prowadzonych kampanii. Globalny budżet organizacji to ponad 300 mln euro - z czego 90 proc. to wpłaty od indywidualnych osób, które przekazały średnio do 100 euro, wierząc, że pieniądze idą na ochronę środowiska i kampanie z nim związane, a nie na spekulacje walutowe.
Analitycy podkreślają, że brak zaufania u tych drobnych darczyńców, może się w obecnym roku okazać poważnym problemem Greenpeace i znacznym uszczupleniem budżetu.