– Rynek wietnamski należy do kluczowych w Azji Południowo-Wschodniej, warto więc wykorzystać potencjał, jaki oferuje – przekonuje Katarzyna Kacperczyk, wiceminister spraw zagranicznych.
MSZ w połowie czerwca zaprosiło ok. 50 polskich firm do Wietnamu w ramach misji gospodarczej. Nasi biznesmeni, reprezentujący m.in. sektor rolno-spożywczy, informatyczny, budowlany czy farmaceutyczny, spotkali się z setkami lokalnych przedsiębiorców. Takie spotkania mogą zaowocować zwiększeniem wymiany handlowej, która dziś kuleje. Wietnam plasuje się dopiero w pierwszej sześćdziesiątce odbiorców naszych towarów eksportowych (sprzedajemy głównie filety rybne, wyroby nieszlachetne, miedź czy aparaturę pomiarową).
Wietnam nie jest oczywistym kierunkiem ekspansji zagranicznej polskich firm. Potencjalnie to ogromny rynek (90 mln mieszkańców), ale kraj wciąż stosunkowo biedny. Poziom zamożności wynosi nieco ponad 7 proc. bogactwa USA i tylko 19 proc. zamożności w Polsce, co oczywiście ogranicza zdolności konsumpcyjne wietnamskiego społeczeństwa.
W dłuższym okresie może być to jednak traktowane jako atut. – Miesięczne zarobki w Wietnamie oscylują wokół 200 dol. To trzy razy mniej niż w Chinach. A to oznacza, że ten kraj stał się miejscem lokowania produkcji i przenoszenia jej chociażby z Chin – mówi Robert I. Chmielewski, dyrektor generalny firmy Lactex, która dziś sprzedaje w Wietnamie produkty mleczarskie. – Jeśli ten trend utrzyma się dłużej, to w perspektywie następnych kilku lat można się spodziewać „drugiego otwarcia" tego rynku na import. I to już produktów jakościowo i cenowo na o wiele wyższym poziomie – dodaje. Inaczej mówiąc, więcej inwestycji w Wietnamie oznacza, że ogólny poziom zamożności i potencjał konsumpcyjny społeczeństwa będą rosły.
– Chociaż dzisiaj rynek ten nie należy do najłatwiejszych, to wydaje się, że właśnie teraz jest najlepszy moment na podjęcie decyzji o ekspansji eksportowej – przekonuje Chmielewski.