Obligacje korporacyjne często są przedstawiane jako względnie bezpieczna forma inwestycji, na skali ryzyka sytuująca się tuż za bankowymi lokatami i papierami skarbowymi. Duże napływy środków do funduszy obligacji korporacyjnych i coraz bardziej popularne publiczne emisje papierów dłużnych przedsiębiorstw pokazują, że w ostatnim czasie ten rynek bardzo dynamicznie się rozwija. Zaczynając przygodę z tą formą inwestycji, trzeba jednak pamiętać, że jest ona obarczona wieloma ryzykami.
Papiery dłużne spółek są dostępne dla wszystkich. Zakładając rachunek maklerski, można je kupić i sprzedawać na rynku Catalyst, który działa od 2009 r. i rządzi się podobnymi prawami jak rynek akcji. – Wchodząc na ten rynek, inwestor musi zadać sobie kilka kluczowych pytań: jakie ryzyko jest w stanie zaakceptować, jaki jest horyzont inwestycyjny i oczekiwana stopa zwrotu z inwestycji – mówi Tomasz Puzyrewicz, kierownik zespołu rynków papierów dłużnych w BZ WBK. W żadnym wypadku nie można powiedzieć, że inwestycje w obligacje same z siebie są mniej ryzykowne od inwestycji w akcje. – Byłoby to nadmierne uproszczenie, a rynek jest bezlitosny dla tych, którzy dokonują nadmiernych uproszczeń – dodaje.
Przede wszystkim musimy się liczyć z tym, że zyski z inwestycji w obligacje w trakcie jej trwania mogą być niższe, niż spodziewaliśmy się na początku. Oprocentowanie zdecydowanej większości papierów dłużnych firm jest zmienne, a jego wysokość zależy od rynkowej stopy procentowej, więc jeśli ona się obniża, nominalnie zyski z naszej inwestycji też będą mniejsze. – Mniej niż co piąta emisja znajdująca się w detalicznej części rynku Catalyst ma stałe odsetki. Na domiar złego często są to papiery o wyższym ryzyku kredytowym – przyznaje Michał Sadrak, analityk Open Finance.
Raz kupionej obligacji nie musimy trzymać aż do wykupu. Jeśli uznamy, że nadszedł czas na realizację zysków, to możemy próbować sprzedać ją na Catalyst. Ale nie zawsze jest to proste. – Jeżeli rynek jest mało płynny, dla inwestora oznacza to, że sprzedaż posiadanych przez niego obligacji po cenie rynkowej będzie trudna lub, przy dużej kwocie sprzedaży – niemożliwa. Na mało płynnym rynku ceny transakcyjne nie będą zatem stanowiły rynkowej wyceny instrumentów finansowych – zaznacza Tomasz Puzyrewicz.
Na rynku bez problemu znajdziemy papiery, których oprocentowanie znacznie przekracza odsetki z bankowej lokaty czy obligacji skarbowych. Podstawowa zasada jest taka, że im wyższe zyski z inwestycji, tym bardziej jest ona ryzykowna. Jednak w przypadku obligacji przedsiębiorstw nie jest łatwo przewidzieć ani tego, czy spółka rzeczywiście jest w stanie płacić przyrzeczone odsetki, ani przez jak długi czas. Zdarza się, że przedsiębiorstwo ma kłopoty i upada, a obligatariusz zostaje z jego długiem.