Reżyserzy z Brazylii, w której wciąż dominują wzorce patriarchalne, co jakiś czas pokazują światu filmy, których bohaterkami są silne kobiety. To przygarniająca dziecko emerytowana nauczycielka z nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem „Dworca nadziei" Waltera Sallesa. A także stara inteligentka, która w „Aquariusie" Klebera Mendonki Filho wbrew naciskom budowlanej korporacji nie chce opuścić swojego mieszkania i trwa we własnym świecie.
„Loveling" Gustava Pizziego opowiada zaś o Irene, mieszkance przedmieścia Rio de Janeiro. W przeciwieństwie do bohaterek „Dworca nadziei" i „Aquariusa" jest prostą kobietą. Ma męża, któremu nie wychodzi żaden biznes, czworo dzieci i trochę własnych ambicji. Kończy właśnie szkołę, z dumą zapraszając sąsiadów i znajomych na wręczenie dyplomów. Chce zacząć pracować. I jest filarem, na którym opiera się cała rodzina.
Pizzi obserwuje codzienność – tę, która wszędzie ma podobne barwy. Irene się martwi, czy 16-letni syn Fernando nie upije się na zabawie. Nie wie, czy wspierać nowy pomysł męża na biznes, skoro wymaga to sprzedaży domu, z którym łączą się młodzieńcze wspomnienia.
Jej świat się chwieje, gdy Fernando dostaje propozycję zawodowej gry w piłkę ręczną w niemieckim klubie. Irene wie, że pewnie już nigdy do domu, do Brazylii, nie wróci. Podświadomie chciałaby go zatrzymać, syn jest jednak zdeterminowany – chce wyjechać do Europy.
Historia zwyczajnej rodziny staje się dla reżysera i Karine Teres – jego współscenarzystki, a jednocześnie odtwórczyni roli Irene, pretekstem do wiwisekcji brazylijskiego społeczeństwa. Pizzi portretuje kraj, w którym wciąż panuje kryzys, a mieszkańcy niezamożnych przedmieść nie mają szansy realizacji marzeń.