Happy End, reż. Michael Haneke
Wyd. Gutek Film
„Happy End” to historia rodziny znanej ze znakomitej „Miłości”. 84-letni Gerard Laurent mieszka w domu w Calais, razem z córką Anne – tą, która odwiedzała go w poprzednim filmie w Paryżu i synem Thomasem, który rozwiódł się, ma nową partnerkę i małe dziecko, a musi też zająć się trzynastoletnią córką Eve z pierwszego małżeństwa. Dziewczynka jest delikatna. Przeżywa tragedię: jej matka leży w śpiączce w szpitalu po przedawkowaniu leków. Próbie samobójczej?
Haneke mnoży wątki. Anne pracuje jako agent sprzedaży nieruchomości. Ma syna, który odcina się się od domu. I nowego faceta – misiowatego brytyjskiego prawnika. A w pracy kłopoty. Thomas, choć z nową partnerką ma kilkumiesięcznego synka, już romansuje z kolejną kobietą. „Nigdy nikogo nie kochałeś” - powie mu mała Eve i to zdanie mogłoby stać się mottem filmu.
Haneke pokazuje świat zachodniej burżuazji - zorganizowany, zamożny, na pierwszy rzut oka bezbłędnie funkcjonujący. W rzeczywistości pełen fałszu, pozorów i inercji. Odwrócony plecami do napięć za oknem, z marokańskimi służącymi i poczuciem wyższości w stosunku do obcych. To świat w gruncie rzeczy pozbawiony miłości i empatii. Ów znany z „Miłości” senior rodu ma dość życia i chce na sobie dokonać eutanazji. Więc choć rodzina wyprawia mu huczne urodziny, on szuka już tylko kogoś kto pomoże mu odejść. Może ta mała dziewczynka, która żyjąc wśród bliskiej rodziny próbowała wziąć tabletki matki?