On - mechanik, właściciel warsztatu samochodowego, ona – nauczycielka francuskiego. Są ze sobą od czasu liceum. Kilkanaście lat. Jest w porządku. Wciąż potrafią przytulić się, marzyć o dziecku. A może to dziecko ma im pomóc utrzymać związek? Bo przecież kobieta spytana, czy po tylu latach małżeństwo jej się nie znudziło, odpowie: „Trochę się znudziło”.
Nina nie może mieć dzieci, więc szukają surogatki. Najlepiej z zielonymi oczami — przypomina Wojtek. I jak często bywa - decyduje przypadek. Nina powoduje stłuczkę. Dziewczyna, która wysiada z uszkodzonego samochodu jest śliczna i ma zielone oczy.
Tak właśnie zaczyna się „Nina” s. Ale wbrew pozorom nie jest to film o macierzyństwie i moralnych dylematach związanych z procedurą „matek zastępczych”. Nie jest to również kino społeczne o niedowładzie polskiej medycyny, o in vitro, nietolerancji.To jest przede wszystkim opowieść o szukaniu siebie. O momencie, w którym człowiek zdaje sobie sprawę, że codzienność go uwiera. Tytułowa bohaterka żyje w bezpiecznym świecie. Chronią ją stabilne układy – dom, mąż, praca. Stosy konwenansów, na które się godzi. To prawda: czasem wybucha. Potrafi zdenerwować się na męża, na siostrę, która pyta ją o owulację. Ale pojawienie się w jej życiu dziewczyny – innej, bezkompromisowej, pozwalającej sobie na wolność – rozbija pancerz, który Ninie na co dzień zapewnia spokój, ale jednocześnie odgradza od własnych pragnień i intensywnych emocji.
Nina przestaje bronić się przed nieznanym jej światem, staje się w pewien sposób bezbronna, ale jednocześnie otwarta. Zakochała się i pozwala sobie na szaleństwo. Przestaje się liczyć z tym, co powiedzą inni. I nie chodzi tylko o odkrywanie własnej seksualności – urzeczenia kobietą. Nina walczy, by zrozumieć, kim naprawdę jest. Niespodziewana miłość burzy jej budowane latami życie i każe zadać sobie pytania: Czego chcę? Jaką cenę mogę zapłacić za wolność? Albo: Czy jestem w stanie ją zapłacić? I nic tu nie jest proste. Wojtek nie jest facetem, którego łatwo rzucić. Magda nie jest święta. Rodzina Niny tak samo ją ogranicza, jak daje poczucie zakorzenienia. Więc co jest więcej warte? Wolność, prawda, przełamanie emocjonalnej stagnacji czy ten naznaczony marazmem, ale spokojny świat? Błyskający światłami, nocny klub czy szarość szkolnego korytarza?