„Prawda” jest pierwszym filmem, jaki wyreżyserował pan poza Japonią. Dlaczego na tę podróż w inną kulturę wybrał pan Francję?
Bo to jest kraj, w którym moje filmy zawsze były dobrze przyjmowane. Miały świetne recenzje, słyszałem też często od widzów, że są im bliskie. W czasie jednego z festiwali namawiał mnie na pracę we Francji Francois Ozon. A od Juliette Binoche usłyszałem, że chciałaby zagrać w moim filmie. Dlatego w końcu postanowiłem podjąć takie wyzwanie.
Kręcąc film na Starym Kontynencie swoją bohaterką nie uczynił pan Japonki, która przyjeżdża do Paryża. Odwrotnie: sięgnął pan po bardzo europejską historię. Trudno jest pracować w innej kulturze?
Nie miałem poczucia, że znalazłem się nagle w zupełnie innym świecie. W swoim kraju nie robię filmów o samurajach, lecz o współczesnym społeczeństwie. Kręcąc film w Japonii, staram się wejść głęboko w psychikę człowieka, a potem okazuje się, że ona nie różni się aż tak znacząco pod różnymi szerokościami geograficznymi. Tutaj też skoncentrowałem się na jednej rodzinie. Próbowałem podejrzeć, jak moje bohaterki – matka, która jest wielką gwiazdą i córka, która kiedyś od niej uciekła – radzą sobie z kłamstwami, dumą, żalami, smutkiem, radościami, przebaczeniem. Zapytać: Co sprawia, że rodzina jest rodziną? Prawda czy kłamstwa? I na co się zdecydować, jeśli prawda niesie ból, a kłamstwo - ukojenie. Te pytania zadaję w wielu swoich filmach. I widzowie w różnych krajach je rozumieją. Podczas zdjęć do „Prawdy” Ethan Hawke powiedział mi: „Nie chodzi o to, by mówić tym samym językiem. Chodzi o to, by mieć tę samą wizję sztuki i człowieka”.
A coś pana na francuskim planie zaskoczyło?