Kolejne edycje „Tańca z gwiazdami" przyciągają około 5 milionów widzów, inny produkt TVN – „You can dance" – gromadzi średnio trzymilionową telewizyjną publiczność. Mimo że oba programy oparte są na tanecznej rywalizacji, ich widownia nie jest dokładnie taka sama. Pierwszy jest atrakcyjny dla tych, którzy emocjonują się życiem celebrytów. Drugi przyciąga młodych, mamiąc ich szansą, że każdy może stanąć do rywalizacji, a wówczas jak Kopciuszek olśni jurora na tanecznym balu.
[srodtytul]Przerwa na reklamę[/srodtytul]
Jeśli zaledwie co piąty widz tych telewizyjnych show pójdzie teraz do kina, to wyprodukowany za 5,5 mln zł obraz „Kochaj i tańcz" okaże się zyskowną inwestycją. Zwłaszcza że TVN nie wyłożył całej sumy, półtora miliona dał nawet Polski Instytut Sztuki Filmowej. Swoją część dołożyło kilka firm w zamian za ekranowe wyeksponowanie ich produktów. W rozciągniętej do granic wytrzymałości scenie zakupów dokonywanych przez główną bohaterkę nachalnie eksponowane jest zatem logo znanej marki odzieżowej. To typowa, telewizyjna przerwa na reklamę. Moment premiery „Kochaj i tańcz" został wybrany perfekcyjnie, tuż przed kolejną odsłoną „Tańca z gwiazdami", zwłaszcza że w głównej roli obsadzono bohatera jednej z wcześniejszych edycji Mateusza Damięckiego. Tych, którzy się zdecydują kupić bilet na film, należy uprzedzić, że zrobią to po to, by wesprzeć finansowo TVN. Telewizja publiczna walczy o utrzymanie abonamentu, stacja komercyjna wymyśliła swój sposób na ściągnięcie składki od swoich widzów.
Artystycznie pomysł nie mógł się udać, bo nie da się do filmu przenieść reguł telewizyjnego show. W „Kochaj i tańcz" młody budowlaniec Wojtek marzy o karierze tancerza, walczy więc o prawo udziału w European Dancing Show. Podobieństwa z „You can dance" są oczywiste.
Realizowane przez telewizję na żywo wieloodcinkowe widowisko ma jednak specyficzną dramaturgię i autentyczne napięcie. Nawet jeśli jest ono częściowo sterowane przez realizatorów, końcowy wynik pozostaje niewiadomą. A widz kibicuje swym faworytom, a nawet wpływa na ich los dzięki esemesowym głosowaniom.