A gdy dodać do tego nieufność autora wobec filmowców, to nic dziwnego, że „Hańba” (1999) jest zaledwie trzecią ekranizacją w jego bogatej twórczości.
Jej bohaterem jest prof. David Lurie (Malkovich), wykładowca literatury na uniwersytecie w Kapsztadzie. To 50-paroletni sybaryta i romantyk, smakosz dobrego wina, klasycznej muzyki i przede wszystkim kobiet. Ma świadomość, że jego słuchaczy nie interesują analizy wierszy dawno zmarłych poetów. Za to on interesuje się studentkami...
Romans z jedną z nich kończy jego naukową karierę. Uwiedziona Melanie (Engel) składa skargę. Uczelniana komisja żąda wyjaśnień. On odmawia i choć pogardza oskarżycielami, przyznaje się do winy. Wyraża gotowość poddania się karze, ale tą „hańbą” niezbyt się przejmuje, nie umniejsza ona jego silnego poczucia własnej godności. Ostatecznie sam rezygnuje, wyjeżdża w głąb afrykańskiego lądu, gdzie od lat nie widziana córka lesbijka (Hainess) prowadzi ekologiczną farmę.
Tam zdarzy się napad: trzech czarnoskórych wyrostków gwałci dziewczynę, a oblany benzyną i podpalony profesor przypadkiem unika śmierci. Córka nie zgadza się na interwencję policji, a ojcu zabrania podjęcia jakichkolwiek działań. Dopiera ta „hańba” dotyka go do żywego. Zajścia na farmie burzą jego dotychczasowy stosunek do świata. Okazuje się, że dystans, ironia i intelekt są nieprzydatne do oceny rzeczywistości.
Wielką kreację stworzył John Malkovich. Zagrał niezwykle przekonująco człowieka intrygującego, starannie ukrywającego emocje, na pozór zimnego i cynicznego, pełnego sprzeczności. Nawet tragiczne wydarzenia pozornie go nie zmieniają. Pozornie, bo do końca nie dowiemy się, co naprawdę czuje i myśli.