[link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,370939.html]Zobacz galerię fotosów z filmu[/link]
Tak jak pierwszy z wymienionych obrazów pokazuje odhumanizowaną, nieludzką metropolię zamieszkaną przez w najlepszym razie zagubionych, a często po prostu okrutnych ludzi. Jednak „Słowo jak głaz” odbiera się dużo mocniej niż „Szultesa” dzięki obfitującej w zaskakujące zdarzenia, dynamicznej intrydze.
Młody chłopak, Anton, pochodzący z prowincji, po wyjściu z wojska przyjeżdża do Moskwy. Odnajduje znajomych z rodzinnego miasteczka i ich córkę, którą upatrzył sobie na żonę. Niestety, stolica nie pasuje do jego szkolnych wyobrażeń, Zinaida nie zamierza wychodzić za niego za mąż, więc jej rodzice szybko się go pozbywają. Ale Anton nie ma zamiaru wyjeżdżać. Wkrótce zostaje milicjantem i wtedy staje się świadkiem przerażających zajść.
Tuszowane morderstwa, korupcja, sutenerstwo, oszustwa budują tu obraz Moskwy, w której zło i powszechne chamstwo są na porządku dziennym. Anton, choć wydaje się głupi i naiwny, zaskoczy sprytem człowieka kierującego się w życiu jedną prostą zasadą – raz danego słowa.
W dialogach pewne zwroty i wyrażenia powtarzają się jak mantra – z biegiem filmu nabierają istotnego znaczenia. Razem z frapującą muzyką – oryginalną kompozycją samego Philipa Glassa – budują niezwykły rytm. W „Słowie jak głaz” ważną rolę spełniają też wysmakowane zdjęcia Wadima Diejewa.