Pokazywany w październiku 2009 r. na festiwalu Pięć Smaków film Chuyena Bui Thaca „Dryfując” – nagrodzony w Wenecji – zaskoczył nas szczerym spojrzeniem na ludzką seksualność i niebanalną ścieżką dźwiękową. Podobna tematyka silnych namiętności dominuje również w nagrodzonym w Cannes za najlepszy scenariusz „Nie bój się, Bi”. Tu oglądamy rozwój wypadków oczami ciekawego świata sześciolatka.
Jedynak Bi mieszka z matką, ojcem, ciocią i gosposią w starej dzielnicy Hanoi. Bardziej niż jest świadkiem, odczuwa i wypiera ze świadomości stopniowy rozkład swojej rodziny.
Jego tata (poza Bi nie znamy imion żadnego z domowników) każdej nocy wraca pijany. Spędza wieczory z trzymającą go na dystans fryzjerką i masażystką w jednej osobie. Matka o tym wie, ale udaje, że tak nie jest. Ciocia Bi to nauczycielka w szkole średniej, zafascynowana swoim nastoletnim uczniem. Podobnie jak jej siostra jest kobietą młodą i bardzo atrakcyjną, ale seksualnie niezaspokojoną.
Pełen zmysłowości debiut Dang Di Phana podkreśla znaczenie pożądania w naszym życiu, ale też nieuchronności przemijania. Gdy w domu pojawia się nagle od lat niewidziany, ciężko chory dziadek – tata ojca Bi – by dożyć swych dni, domowa dezintegracja nabiera przyspieszenia. Jakby skrzętnie budowana atrapa rodziny rozlatywała się na skutek jednego nieplanowanego gestu.
Młody reżyser pokazuje, jak wszystko przemija pomimo naszych prób zatrzymania tego na zawsze. Tytułowy bohater lubi zamrażać w blokach lodu rośliny i owoce, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że wkrótce jego pieczołowicie budowany mały świat po prostu zniknie. Jedyne, co w nim trwałe, to cierpienie i wspaniałomyślność kobiet, głęboko skrywane lęki mężczyzn i niewinność dzieci. To mądry film o uniwersalnym przesłaniu, pięknie sfotografowany i bardzo intrygujący.