Zaświadcza o tym choćby ogromne zainteresowanie ślubem księcia Williama z Kate Middleton. Oparty na faktach film Toma Hoopera arcyciekawie opowiada o losach jego pradziadka, króla Jerzego VI.
Był monarchą, który dobrze zapisał się w trudnych dla Wielkiej Brytanii chwilach, chociaż nigdy nie pragnął tronu. To fascynująca, chwilami komiczna, chwilami dramatyczna, opowieść o zwycięskim przełamywaniu własnych słabości i ograniczeń przy pomocy życzliwego i cierpliwego terapeuty, a z czasem przyjaciela.
Albert, książę Yorku (Firth), drugi w kolejce do brytyjskiego tronu, najlepiej się czuł w domowym zaciszu przy boku pięknej żony (Bonham Carter). Nienawidził publicznych wystąpień, bo od dzieciństwa się jąkał. Mimo pomocy specjalistów każde kończyło się kompromitacją.
Ratunkiem okazał się Australijczyk Lionel Logue (Rush), logopeda amator, dziwak i niespełniony aktor. Niestety, jego ekstrawaganckie na ówczesne czasy metody zniechęciły Alberta. Tymczasem jego brat Edward VIII (Pearce) po niespełna rocznym panowaniu abdykował. Wybrał małżeństwo z dwukrotną rozwódką, do tego Amerykanką. Chcąc nie chcąc, Albert musiał zostać królem i przemawiać do narodu. A Logue wrócił do łask – przełamał etykietową sztywność monarchy, wyciągnął na wierzch kompleksy, uczłowieczył i nauczył przemawiać. Król zyskał przyjaciela i potrafił to uszanować.
„Jak zostać królem” według doskonałego scenariusza Davida Seidlera jest pełną błyskotliwych dialogów, piękną, optymistyczną historią. To film bez słabych stron, perfekcyjnie zrealizowany, w szczegółach oddający klimaty i nastroje końca lat 30. XX wieku, z doskonałymi aktorskimi kreacjami. Ile z 12 oscarowych nominacji zamieni się w statuetki?