Reklama

Holland, Smarzowski, Pasikowski w Gdyni, czyli mistrzowie trzymają się mocno

Holland, Smarzowski, Pasikowski – ta trójka artystów to historia festiwalu i historia polskiego kina. W tym roku prezentują nowe filmy: „Kafka", „Dom dobry" i „Zamach na papieża".

Publikacja: 25.09.2025 05:23

Gala otwarcia 50. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Gala otwarcia 50. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Foto: PAP/Piotr Matusewicz

Agnieszka Holland zjechała do Gdyni po premierze „Franza Kafki” w Toronto i pokazie w San Sebastian. Film Holland jest kolejnym powrotem reżyserki do Czech, gdzie przecież kończyła szkołę filmową i gdzie zawsze dobrze się czuje.

Reklama
Reklama

Holland o Franzu Kafce

Opowiadając o wybitnym pisarzu, autorze „Procesu”, „Zamku”, „Ameryki”, pozwoliła sobie na swoisty eksperyment. Nie zaproponowała klasycznego biopica, postawiła na bardzo nowoczesne spojrzenie, wręcz rodzaj eksperymentu. Kalejdoskop, w którym odbiła się osobowość Kafki. Jego lęki, tęsknoty, przerażenie światem, a jednocześnie niezaspokojona potrzeba bliskości. To wszystko przetkała obrazami dzisiejszej Pragi i muzeum Franza Kafki. I tak rozchwianie przełomu wieków XIX i XX miesza się w filmie z nastrojami początku XXI wieku.

„Franz Kafka” intryguje. Holland buduje film ze scen, które portretują rodzinę i codzienne życie Kafki, z ujęciami z jego utworów, wspomnieniami, snami. I tym dzisiejszym spojrzeniem na pisarza, który urodził się i związany był z czeską Pragą, miał żydowskie pochodzenie, a pisał po niemiecku. Tej różnorodności podporządkowany jest obraz – raz kolorowy, raz czarno-biały, raz spokojny, innym razem rozchwiany, zwariowany.

Wspaniałe zdjęcia zrobił do tego filmu Tomasz Naumiuk. Miała też Holland szczęście, że do roli głównej znalazła Idana Weissa. Zaufała mu. Rola Kafki to praktycznie jego debiut ekranowy. Ale także Weissowi reżyserka zawdzięcza to, że jej film tak wiele mówi o współczesnych niepokojach. 

Reklama
Reklama

Smarzowski o przemocy domowej

Wojciech Smarzowski nie robi filmów nieważnych. „Dom zły”, dwa „Wesela”, „Róża”, „Drogówka”, „Pod Mocnym Aniołem”, „Wołyń”, „Kler”. Wszystkie jego obrazy przenikliwie pokazują polskie losy, polski charakter, polskie traumy, polską mentalność. Wszystkie nakręcone są bez znieczulenia.

Teraz Smarzowski przywiózł do Gdyni „Dom dobry”. Może najskromniejszy swój film, praktycznie rozpisany na dwa głosy. Bo to jest rzecz o przemocy domowej. Wszystko zaczyna się pięknie. Gośka, młoda dziewczyna, spotyka swojego królewicza. W domu wulgarna, pozbawiona złudzeń matka i siostra, która już zdążyła poznać ciemne strony małżeństwa. A tu w internecie pojawia się królewicz. Może ma trochę za dużo lat i centymetrów talii. Może też nie jest tak naprawdę królewiczem, lecz miejskim urzędnikiem. Ale to szansa na miłość, na wspaniałe życie. I tak się ta bajka toczy. Aż do ślubu. Potem zaczyna się koszmar. Pogarda, groźby, lekceważenie, rękoczyny. Coraz bardziej brutalne.

Wojciech Smarzowski patrzy na ten koszmar oczami Gośki, coraz bardziej poniżanej, załamanej psychicznie, pogrążającej się w depresji. I stosuje zabieg, na jaki pozwala mu kino. Jakby chciał pokazać dwie drogi kobiety zniewolonej, poddanej koszmarnej fizycznej i psychicznej presji. A przy okazji zadaje, jak to on, mnóstwo pytań: o kondycję rodziny, społeczeństwa. O świat, w którym za zamkniętymi drzwiami mieszkania dochodzi do tak potwornych aktów przemocy.

Ma dwójkę znakomitych aktorów. Agata Turkot, znana dotąd głównie z kilkuset odcinków telenoweli „Leśniczówka”, tworzy na ekranie wizerunek kobiety, która coraz bardziej zagłębia się w przepaść. Partneruje jej, w bardzo trudnej roli, Tomasz Schuchardt. Jak to dobrze, że ten świetny, wrażliwy i inteligentny aktor wreszcie trafił do zespołu Smarzowskiego. W roli matki bezkompromisowa Agata Kulesza. Wszyscy filmowani przez specjalistę od efektów specjalnych Pawła Tyborę, który tu udowodnił, że jest też świetnym operatorem. Powstał film, który widza powala. Po wyjściu z kina trudno złapać oddech. 

Pasikowski o zamachu na papieża

I trzeci mistrz. Władysław Pasikowski. Podobno to Bogusław Linda powiedział mu, że chciałby zagrać w jego filmie, w którym miałby zabić papieża. I w „Zamachu na papieża” rzeczywiście jego bohater – stary pracownik służby wywiadowczej i genialny snajper – dostaje propozycję wykonania ostatniej misji. Ta propozycja wydaje się nie do odrzucenia. Sam Bruno ma już niewiele do stracenia – postępujący rak płuc w ostatnim stadium zostawia mu niewiele życia. Dwa, trzy miesiące. Ale na szali jest też życie jego córki, z którą stracił kontakt, gdy wyjechała z Polski w 1968 roku. 

Reklama
Reklama

„Pierwszego klechę zajebałeś w refektarzu jak miałeś 11 lat. No to przyszła pora na drugiego” – słyszy od zleceniodawcy. „Tamten ciężko sobie na to zapracował” – odpowiada Bruno, ale robotę bierze. Nie, to nie on ma zabić papieża. Ojca Świętego zastrzeli Ali Agca, on ma zlikwidować jego. Żeby nie było śladów. To zlecona przez Kreml akcja „Paproch”. 

„Zamach na papieża” jest thrillerem, który widzowi nie pozwala ani przez chwilę odetchnąć. Linda tworzy portret człowieka, który przeszedł przez życie bezwzględnie i bez większych wątpliwości, ale teraz – w obliczu śmierci, musi podjąć ogromnie trudne decyzje. 

Jednak najważniejsza w tym filmie jest polityka. Od posiedzeń na Kremlu, przez operacje polskich służb specjalnych aż do małych karierowiczów z prowincjonalnych władz. Facetów, którzy marzą o karierze w KC, ale wieczorami zapijają się w myśl zasady: „Partyjnym do ja jestem do 16, potem już wódeczka”. Pasikowski pokazuje na ekranie sieć funkcjonariuszy przeświadczonych o swojej absolutnej bezkarności. Obrzydliwy brud. 

„Zamach na papieża” jest bardzo mocnym politycznym thrillerem, w którym – dzięki kreacji Lindy – nie ginie z pola widzenia człowiek zaplątany w mechanizmy historii. Reżyser i aktor, którzy pracują razem od 35 lat zapowiedzieli, że to ostatni ich wspólny film. Nie chcę w to uwierzyć. 

Zwłaszcza że festiwal gdyński udowadnia, iż mistrzowie są w świetnej formie. 

Agnieszka Holland zjechała do Gdyni po premierze „Franza Kafki” w Toronto i pokazie w San Sebastian. Film Holland jest kolejnym powrotem reżyserki do Czech, gdzie przecież kończyła szkołę filmową i gdzie zawsze dobrze się czuje.

Holland o Franzu Kafce

Pozostało jeszcze 96% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Film
Claudia Cardinale nie żyje. Była legendą włoskiego kina
Film
Claudia Cardinale nie żyje. Miała 87 lat
Film
Drogocenna legenda Caravaggia. Historia odnalezienia obrazu za 300 mln euro
Film
Na festiwalu polskich filmów w Gdyni Chopin powalczy z Franzem Kafką
Film
Joanna Łapińska: Na festiwalu czuje się różnorodność, ale też uważność twórców
Reklama
Reklama