Polskie kino zawsze słynęło z uważnej obserwacji świata. Przez lata komunizmu filmowcy z Andrzejem Wajdą czy twórcami kina moralnego niepokoju na czele wykorzystywali każdą odwilż, by pokazać społeczeństwo zanurzone w trudną historię i walczące o zabierane mu podstawowe wartości. Dzisiaj, gdy rzeczywistość polityczno–społeczna w Polsce wrze, praktycznie nie mamy kina politycznego – z wyjątkiem filmów kilku twórców. Ze świecą trzeba szukać reżyserów takich jak Wojciech Smarzowski, który konsekwentnie i niestrudzenie opowiada o polskich zakrętach i bolączkach.
Smarzowski nie robi filmów nieważnych. Jego obrazy – zarówno te o naszej historii, jak i te o dniu dzisiejszym – bolą. Muszą boleć, jeśli cokolwiek w naszym charakterze i społecznym życiu chcemy zmienić. W mijającym roku reżyser dotknął problemu uniwersalnego, wykraczającego poza granice Polski. „Dom dobry” jest trudną historią o przemocy domowej. O małżeństwie, gdzie po chwili zauroczenia zaczyna się gehenna, o kobiecie poniewieranej i maltretowanej przez męża. Jego film jest historią narastającego gwałtu. Bezkarności człowieka, który depcze godność i życie drugiej osoby. Smarzowski, jak to on, nie stosuje żadnego znieczulenia, znakomite kreacje tworzą Agata Turkot i Tomasz Schuchardt. Nie do wytłumaczenia jest fakt, że jury festiwalu w Gdyni całkowicie pominęło ten film. Nie zawiodła publiczność: 2,5 mln widzów po niespełna miesiącu wyświetlania to dzisiaj wynik znakomity. Kobiety na spotkaniach po filmie wielokrotnie mówiły: „To moja historia”, a jak podała Fundacja Feminoteka, „Dom dobry” realnie przełożył się na wzrost zgłoszeń od osób szukających pomocy – w listopadzie liczba telefonów do organizacji pomocowych wzrosła aż o 223 proc. w porównaniu do poprzedniego miesiąca. Liczba publikacji w mediach klasycznych poruszających ten temat była wyższa o 63 proc. niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, a w social mediach aż o 524 proc.
Czytaj więcej
Wojciech Smarzowski od blisko ćwierćwiecza opowiada o Polsce. O jej bolesnej historii i dniu dzis...
Kino społeczne
Społecznym kinem jest też „Brat” Macieja Sobieszczańskiego – skromny, a jednocześnie poruszający film o rozbitej rodzinie i ludziach na co dzień borykających się z trudną rzeczywistością. Z kolei w „Ministrantach” Piotr Domalewski opowiedział o kilku chłopakach z małego miasta, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że księża kradną pieniądze z tacy, by składać daninę kurii. Sami zaczynają te pieniądze podkradać i rozdawać potrzebującym. To poważna krytyka hipokryzji Kościoła, na dodatek oglądanego oczami dzieci. Tym razem jednak wychodząc od prawdziwej sytuacji autor „Cichej nocy” odpłynął w kierunku przypowieści. Także po to, by obronić dziecięce marzenia o solidarności i przyjaźni.