Reklama

Kino 2025: Wielki film Smarzowskiego „Dom dobry" skandalicznie pominięty w Gdyni

W 2025 roku w polskim kinie wyraźnie czuło się nadchodzącą zmianę pokoleniową, ale mistrzowie wciąż trzymają się mocno.

Publikacja: 22.12.2025 05:01

Agata Turkot i Tomasz Schuchardt w „Domu dobrym"

Agata Turkot i Tomasz Schuchardt w „Domu dobrym"

Foto: Materiały Prasowe

Polskie kino zawsze słynęło z uważnej obserwacji świata. Przez lata komunizmu filmowcy z Andrzejem Wajdą czy twórcami kina moralnego niepokoju na czele wykorzystywali każdą odwilż, by pokazać społeczeństwo zanurzone w trudną historię i walczące o zabierane mu podstawowe wartości. Dzisiaj, gdy rzeczywistość polityczno–społeczna w Polsce wrze, praktycznie nie mamy kina politycznego – z wyjątkiem filmów kilku twórców. Ze świecą trzeba szukać reżyserów takich jak Wojciech Smarzowski, który konsekwentnie i niestrudzenie opowiada o polskich zakrętach i bolączkach. 

Reklama
Reklama

Smarzowski nie robi filmów nieważnych. Jego obrazy – zarówno te o naszej historii, jak i te o dniu dzisiejszym – bolą. Muszą boleć, jeśli cokolwiek w naszym charakterze i społecznym życiu chcemy zmienić. W mijającym roku reżyser dotknął problemu uniwersalnego, wykraczającego poza granice Polski. „Dom dobry” jest trudną historią o przemocy domowej. O małżeństwie, gdzie po chwili zauroczenia zaczyna się gehenna, o kobiecie poniewieranej i maltretowanej przez męża. Jego film jest historią narastającego gwałtu. Bezkarności człowieka, który depcze godność i życie drugiej osoby. Smarzowski, jak to on, nie stosuje żadnego znieczulenia, znakomite kreacje tworzą Agata Turkot i Tomasz Schuchardt. Nie do wytłumaczenia jest fakt, że jury festiwalu w Gdyni całkowicie pominęło ten film. Nie zawiodła publiczność: 2,5 mln widzów po niespełna miesiącu wyświetlania to dzisiaj wynik znakomity. Kobiety na spotkaniach po filmie wielokrotnie mówiły: „To moja historia”, a jak podała Fundacja Feminoteka, „Dom dobry” realnie przełożył się na wzrost zgłoszeń od osób szukających pomocy – w listopadzie liczba telefonów do organizacji pomocowych wzrosła aż o 223 proc. w porównaniu do poprzedniego miesiąca. Liczba publikacji w mediach klasycznych poruszających ten temat była wyższa o 63 proc. niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, a w social mediach aż o 524 proc. 

Czytaj więcej

„Dom dobry”: Tragedia tuż obok nas

Kino społeczne

Społecznym kinem jest też „Brat” Macieja Sobieszczańskiego – skromny, a jednocześnie poruszający film o rozbitej rodzinie i ludziach na co dzień borykających się z trudną rzeczywistością. Z kolei w „Ministrantach” Piotr Domalewski opowiedział o kilku chłopakach z małego miasta, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że księża kradną pieniądze z tacy, by składać daninę kurii. Sami zaczynają te pieniądze podkradać i rozdawać potrzebującym. To poważna krytyka hipokryzji Kościoła, na dodatek oglądanego oczami dzieci. Tym razem jednak wychodząc od prawdziwej sytuacji autor „Cichej nocy” odpłynął w kierunku przypowieści. Także po to, by obronić dziecięce marzenia o solidarności i przyjaźni. 

Reklama
Reklama

Oba te filmy – Sobieszczańskiego i Domalewskiego – są ważne, nieobojętne na to, na co zbyt często w codziennym rwetesie nie zwracamy uwagi. 

Na zrobienie filmu politycznego zdecydowała się Mara Tamkovich, która wyjechała z Mińska jako młoda dziewczyna, w Polsce skończyła szkołę filmową, tu mieszka i tutaj zadebiutowała. Jej „Pod szarym niebem” to historia białoruskich dziennikarzy, którzy dokumentują uliczne protesty przeciwko Łukaszence, nie bacząc na reperkusje i wyroki skazujące ich na wiele lat łagrów. Ważne, by takie historie dokumentować. Pokazywać ludzi, którzy w represjonowanym kraju walczą o demokrację, pokonując swój lęk przed represjami. Polityczny film o podzielonym społeczeństwie i podzielonych rodzinach zrobił Jan Komasa („Rocznica”). Tyle, że zrealizował swój film w USA.

Kafka i Chopin

Czytaj więcej

Agnieszka Holland: Kino może odzyskać utraconą przestrzeń

Podsumowując rok w polskim kinie, nie można pominąć dwóch opowieści biograficznych – ciekawych, bo niestereotypowych. „Franz Kafka” Agnieszki Holland to nowocześnie zrealizowana historia, wpisująca życie i obsesje pisarza w dzisiejszy, coraz trudniejszy świat. Zaskoczył też Michał Kwieciński. Jego „Chopin, Chopin!” to nie kolejne, ckliwe „Lato w Nohant”, lecz bardzo interesująca opowieść o samotności artysty i umieraniu. Zrealizowana perfekcyjnie, ze świetnymi zdjęciami Michała Sobocińskiego i popisową kreacją Eryka Kulma w roli tytułowej. Filmy Holland i Kwiecińskiego są bardzo różne, ale łączy je idea, by inaczej dziś opowiadać o życiu artystów. Bez lukru. Głębiej zaglądając w ich dusze, wpisując ich w czas, w którym żyli, ale również w dzień dzisiejszy.

Reklama
Reklama

Debiuty w polskim kinie

W polskim kinie następuje wyraźna zmiana pokoleniowa. Co rok przybywa absolwentów szkół filmowych, już nie tylko z Łodzi i Katowic, ale też z Warszawy, Gdyni, Krakowa. Nie mówiąc o wspaniałej Szkole Wajdy. Część z nich wchłaniają telewizje, ale niektórzy chcą zmierzyć się z kinem. I mamy ostatnio dużo debiutów. Jeden z najważniejszych to „Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej” Emi Buchwald. Spojrzenie na rodzinę. Czwórka rodzeństwa przeżywa trudny czas wchodzenia w dorosłość, brania odpowiedzialności za siebie, ale też za innych. Bo przecież łączą ich więzy krwi, doświadczenia dzieciństwa, wspomnienia. Buchwald pokazuje ich wzajemne relacje, próby ucieczki, ale też solidarność. A we wszystkim odbija się dzisiejszy, rozchwiany świat. 

Poza Emi Buchwald warto zapamiętać kilka innych nazwisk. Kordian Kądziela (autor zwariowanego filmu „Larp. Miłość, trolle i inne questy”), Paweł Podolski („Życie dla początkujących”), Korek Bojanowski („Utrata równowagi”), Maria Zbąska („To nie mój film”). Do nich na pewno trzeba dodać wspomnianą wcześniej: Marę Tamkovich. 

Cieszy ogromna różnorodność gatunkowa tych propozycji: od kina społecznego aż do horroru. Jest jednak coś, co martwi. Stawiamy na debiuty. W mijającym roku powstało ich blisko 20. To dobrze. Tylko dlaczego jest wśród nich tyle obrazów „niedorobionych”, nieprzemyślanych? Może brakuje opiekunów artystycznych, których kiedyś debiutanci mieli w zespołach filmowych, a dziś spotykają w niewielu miejscach: w Studiu Munka czy Szkole Wajdy? Jednak zbyt wielu jest pozostawionych bez znaczącej pomocy.

Polska i świat

Pisząc o mijającym roku, trudno nie zachwycić się wspaniałymi operatorami. Polskie kino zawsze z nich słynęło. Jerzy Wójcik, Kurt Weber, Zygmunt Samosiuk, Witold Sobociński, Edward Kłosiński, Sławomir Idziak. Wszystkich „wielkich” trudno wymienić. A dzisiaj dołączyli do tych sław: Piotr jr. i Michał Sobocińscy, Michał Dymek, Weronika Bilska. W tym roku Łukasz Żal, stały współpracownik Pawła Pawlikowskiego, ma ogromne szanse na nominację oscarową za zdjęcia do filmu Chloé Zhao „Hamnet”. 

Po polskich operatorów sięga świat, ale poza tym nasze kino nie podbiło w tym roku międzynarodowego rynku. Żaden polski film nie przekonał selekcjonerów wielkich festiwali – Cannes, Wenecji czy Berlina. Do głównego konkursu w San Sebastian trafił koprodukcyjny „Franz Kafka” Agnieszki Holland, ale już – zgłoszony przez Polskę do Oscarów – nie znalazł się wśród 15 tytułów z krótkiej listy oscarowej. Mogliśmy się cieszyć co najwyżej sukcesami koprodukcji, jak choćby „Brzydkiej siostry” Emilie Blichfeldt w Sundance i Berlinie czy „Ojca” Terezy Nvotovej w Wenecji. Oba filmy były współprodukowane przez Mariusza Włodarskiego. 

Reklama
Reklama

Czy więc mamy za sobą dobry filmowy rok? Mistrzowie jak Holland czy Smarzowski walczą, przygotowują nowe filmy m.in. Paweł Pawlikowski i Krzysztof Zanussi. Trochę zagubiło się wielu zmęczonych twórców średniego pokolenia, z kolei reżyserów takich jak Małgorzata Szumowska, Jan Komasa, Agnieszka Smoczyńska czy Katarzyna Adamik coraz bardziej wciąga kino zachodnie. Ale szukają swojego miejsca młodzi. Trzeba im pomagać, bo są obietnicą na przyszłość. A poza tym, jak mówi Agnieszka Holland, „wyobraźnia i odwaga artystów są dziś jedynym ratunkiem dla świata, w którym pogłębia się nienawiść i pogarda dla innego, obcego”.

 

Hity i Kity 2025

Hity:
„Dom dobry” Wojciecha Smarzowskiego
Bolesny i ważny film, który obudził wiele ofiar przemocy domowej do buntu i szukania ratunku
Fala debiutów
Zachwyciła Emi Buchwald filmem „Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej”, ale i w kilku innych debiutanckich filmach rodzi się nowy język i nowa filmowa wrażliwość.
„Franz Kafka” Agnieszki Holland
Brawo dla artystki, która nie osiada na laurach, tylko szuka nieoczywistego bohatera i eksperymentalnego języka filmowego.
Kity:
Werdykt jury festiwalu w Gdyni
Jurorzy pominęli tak ważne i bolesne filmy społeczne jak „Dom dobry” czy „Brat”, nie dostrzegli w nich nawet kreacji aktorskich Turkot, Schuchardta, Grochowskiej.
Debiutanci bez wsparcia
W wielu debiutach czuje się brak odpowiedniego, merytorycznego wsparcia kierowników artystycznych czy literackich. 
Burze wokół PISF
Kontrowersje związane ze zmianami w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej i towarzyszące konkursowi na nową dyrekcję PISF skonfliktowały środowisko.

 

Film
Jan Englert: Przepisywanie życiorysu
Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama