Choć zwykle realizowany jest z dala od wielkich metropolii – a może właśnie z tego powodu – często przynosi wiele frapujących obserwacji świata istniejącego na obrzeżach uwagi współczesnych mediów.

Fińska „Para do życia” Miki Hotakainena i Joonasa Berghälla zwyciężyła w ubiegłym roku w głównym konkursie festiwalu Planete Doc Review. Jest też oficjalnym fińskim kandydatem do Oscara. Realizatorzy zaakcentowali w niej potrzebę istniejącą w każdym z nas – podzielenia się od czasu do czasu radościami, obawami i wspomnieniami z kimkolwiek, nawet niekoniecznie bliskim. Takie terapeutyczne rozmowy fińscy mężczyźni, wychowywani, by ukrywać swoje prawdziwe uczucia, prowadzą w saunach (statystycznie jedna przypada na pięcioro mieszkańców tego kraju). I jeśli może to pomóc obniżyć wysoki współczynnik męskich samobójstw w tym kraju, to powinny się w nich toczyć jak najczęściej.

To właśnie w saunach – w jednym z fińskich przysłów przyrównywanych do kościołów – z Finów opada maska zamkniętych w sobie twardzieli. Widzimy, jak opowiadając o swoich prawdziwych problemach, mężczyźni odprawiają coś na kształt pseudoreligijnego rytuału, zupełnie się otwierając w obłokach pary, zdobywając na szczerość. Z pewnością nie udawaną, bo trudno udawać kogoś, kim się nie jest, będąc rozebranym do rosołu.

Ten wzruszający film ma charakterystyczną dla całego kina skandynawskiego cechę – łączy powagę z czarnym humorem. Uśmiechamy się życzliwie, oglądając Finów pokazujących bezpruderyjnie swoją, często nie nazbyt atrakcyjną, nagość, i gdy głęboko cenionym przyjacielem jednego z nich okazuje się nie człowiek, ale niedźwiedź – Juuso. I kiedy w finale wszyscy – każdy w swoim otoczeniu – śpiewają z surowym wyrazem twarzy dziecięcą piosenkę o wiewiórce. Zastanawiam się tylko – bo ekranowe uniwersum jest sensu stricto męskie – gdzie podziały się kobiety?

[ramka]Finlandia 2010, reż. Joonas Berghäll[/ramka]