Bohaterem „Drzewa życia" jest architekt Jack O'Brien (Penn). Odniósł zawodowy sukces, ale coraz częściej wraca myślami do czasów dzieciństwa, ukochanej matki, autorytarnego ojca (Pitt) i rodzinnego Teksasu z lat 50. Rozpamiętuje śmierć jednego z braci, zastanawiając się, jak Bóg mógł dopuścić do tej tragedii.
Barbara Hollender pisała w „Rz": „W tym filmie wspomnienia z lat 50. są częścią wieczności, Malick wplata je w wizje przedpotopowych dinozaurów i strzelistych domów. Ale także w to, co dzieje się w naszym umyśle, gdzie zakodowane jest doświadczenie wszechświata. A więc kicz czy arcydzieło?".
W Cannes „Drzewo życia" wzbudziło skrajne reakcje – jednych zachwyciło, inni je odrzucili. Jednak film warto obejrzeć nie tylko dlatego, by sprawdzić werdykt canneńskiego jury.
„Drzewo życia" jest najbardziej osobistym filmem Terrence'a Malicka, legendy amerykańskiego kina, który konsekwentnie unika rozgłosu, wręcz chowa się przed światem. A w ciągu ponad 30 lat kariery zrealizował zaledwie pięć filmów.
Debiutował w 1973 r. filmem „Badlands". W Hollywood był na ustach wszystkich. Premiera przyćmiła nawet „Ulice nędzy" Martina Scorsese. Jednak Malick – w przeciwieństwie do kolegi po fachu – nie potrafił odnaleźć się w systemie hollywoodzkich studiów. Nie znosił presji, sztywnych terminów, kompromisów.