55-letni Gibson zrobił wszystko, by zniszczyć swoją karierę – od obrzucenia policjantów antysemickimi wyzwiskami, przez rozwód z żoną, która przez lata próbowała wyciągnąć go z choroby alkoholowej, po groźby i uderzenie w twarz rosyjskiej kochanki. W Hollywood stał się persona non grata.
Sytuacja aktora jest tak zła, że w październiku jego przyjaciel Robert Downey Jr., odbierając okolicznościową nagrodę w Beverly Hills, poprosił ludzi z branży, by wybaczyli Gibsonowi ekscesy i dali mu pracować.
Hollywood odwróciło się od Australijczyka, co potwierdzają również losy „Podwójnego życia". Film wyreżyserowała Jodie Foster, powierzając Gibsonowi rolę pogrążonego w depresji ojca rodziny. Sama wcieliła się w jego żonę. Jeszcze kilka lat temu taka obsada gwarantowałaby tłumy widzów w kinach. Tymczasem – po ujawnieniu taśm, na których Gibson lży swoją rosyjską partnerkę – premierę „Podwójnego życia" kilka razy przesuwano. Wreszcie obraz zadebiutował w marcu na jednym z amerykańskich festiwali i wszedł do ograniczonej dystrybucji. O tym, że nazwisko Gibsona przestało być globalną marką świadczy także fakt, że u nas „Podwójne życie" wchodzi od razu na DVD. Film miał trudną drogę na ekrany z jeszcze jednego powodu – scenariusza.
Gibson gra amerykańskiego przedsiębiorcę Waltera Blacka, który po nieudanej próbie samobójczej, porozumiewa się z otoczeniem za pomocą pacynki bobra. Chce w ten sposób podkreślić, że zaczyna nowe życie. Tyle, że to, co początkowo wygląda na brawurową autoterapię, jest w istocie przejawem pogłębiającej się schizofrenii. Walter nie rozstaje się z pluszową zabawką nawet w małżeńskiej sypialni, jakby bóbr całkowicie zawładnął jego osobowością. Nie tylko mówił w imieniu Waltera, ale także za niego myślał i odczuwał.
Gdyby nie Gibson, fabuła o chorym psychicznie człowieku mogła zamienić się w niestrawną mieszankę dramatu i komedii przywodzącej na myśl show z udziałem mupetów. Aktor uwiarygadnia tę opowieść, balansując między wybuchami euforii a chwilami przygnębiającego smutku.