Jakie kino lubią Polacy - analiza Barbary Hollender

Hitami są ambitne rodzime filmy, Orła publiczności zdobywa „Róża" Widzowie zatęsknili za artystycznym repertuarem – pisze Barbara Hollender

Publikacja: 05.04.2012 05:11

Jakie kino lubią Polacy - analiza Barbary Hollender

Foto: materiały prasowe

Polscy kinomani coraz chętniej chodzą na rodzime filmy. Ubiegłoroczny rekord - 12 mln osób na krajowych produkcjach  - nie był przypadkowy. W pierwszym kwartale 2012 roku sześć naszych premierowych tytułów obejrzało blisko 2,3 mln osób.

Zobacz fotosy z filmów

Jeszcze ciekawsze jest, co wybieramy. W kinie jak w modzie  - zdarzają się trendy i fale. Przed dekadą na ekranach święciły triumfy ekranizacje szkolnych lektur, na które szły całe klasy prowadzone przez nauczycieli. Potem przyszła kolej na komedie romantyczne. Recenzenci narzekali na naiwność i niespójność ich scenariuszy, ale publiczność je kochała. Dzisiaj jesteśmy świadkami rewolucji: widzowie zaczynają wybierać tytuły wartościowe i niełatwe.

- Polacy mają apetyt na ambitne kino  - twierdzi Michał Cader z firmy ITI Cinema.  - Już nie wystarczają nazwiska celebrytów na plakacie i szyld  komedia romantyczna. Coraz częściej liczą się temat i jakość scenariusza.

- Ostrożnie zaczynamy o tym myśleć jako o tendencji  - twierdzi Marcin Piasecki z Kino Świata.  - Zaskakująco dobre wyniki notują filmy, które mają stempel jakości.

Pierwsze jaskółki tego zjawiska pojawiły się już w ubiegłym roku. Nakręcony niemal paradokumentalną metodą „Czarny czwartek Antoniego Krauzego o Grudnia 1970 roku obejrzało blisko 700 tysięcy osób.

„Wielkim hitem, który zgromadził ponad 800-tysięczną widownię, okazała się debiutancka „Sala samobójców" Jana Komasy  - perfekcyjnie zrealizowana opowieść o samotności internetowej generacji. Sukces odniósł Marek Koterski  - jego inteligentne „Baby są jakieś inne"  - film, w którym dwóch facetów rozmawia ze sobą jadąc samochodem  - też obejrzało ponad 800 tysięcy osób.

Obecny rok utwierdził ten trend. Dziejąca się w lwowskich kanałach podczas II wojny światowej, holokaustowa historia „W ciemności" Agnieszki Holland zgromadziła 1,2 mln widzów, rozliczająca się z powojenną tragedią Mazur „Róża" Wojciecha Smarzowskiego  - blisko 400 tys., a współczesny, prowokacyjny „Sponsoring" Małgorzaty Szumowskiej  - 300 tys. Dla porównania  - przygody „Kota w butach", przyjaciela Shreka, obejrzało prawie milion widzów, a historię „Dziewczyny z tatuażem", bohaterki trylogii Stiega Larssona  - 630 tysięcy.

„Róża" bije „Sztos

W tym samym czasie słabo, znacznie poniżej oczekiwań, radziły sobie w kinach te polskie produkcje, które w zamyśle producentów miały stać się wielkimi hitami. W ostatnim półroczu żadna z takich pozycji nie przyciągnęła nawet 350 tys. osób. Mimo szumu medialnego spowodowanego konfliktem producenta i krytyka komedia „Kac Wawa w ciągu trzech tygodni wyświetlania zgromadziła jedynie 163 tys. widzów.

„Nie zadziałała też legenda kultowego serialu  - nie ma tłumów na projekcjach „Hansa Klossa. Stawki większej niż śmierć" (170 tys. widzów po 17 dniach wyświetlania). Za to pod koniec ubiegłego roku Polacy bawili się na „Listach do M. Mitji Okorna. Bezpretensjonalną komedię, pełną ciepła i nieobrażającą niczyjej inteligencji wyraźnie przedłożyli nad wulgarny obraz, reklamowany plakatem z gołą klatą Borysa Szyca i zwiastunem, w którym bohater grany przez Mariusza Pujszę przeżywa orgazm z poduszką.

„Widzowie nie dali się też nabrać na „1920. Bitwę Warszawską Jerzego Hoffmana. Nie pomogło ani 300 kopii, ani gwiazdorska obsada, ani kabaretowe występy Nataszy Urbańskiej, ani nawet pierwszy raz zrobione w Polsce zdjęcia w 3D. Publiczność nie polubiła filmu z dziurawym scenariuszem, epatujący patosem nieprzystającym do dzisiejszego widzenia historii. 1,5 miliona sprzedanych biletów, przy zmasowanej reklamie i wycieczkach szkolnych, to wynik niespełniający pokładanych nadziei i niezwracający nawet połowy kosztów produkcji.

- To ciekawy czas  - przyznaje Marcin Piasecki.  - „Róża" robi lepszy wynik niż „Sztos", „Sponsoring" niż „Kac Wawa", a „W ciemności" bije na głowę „Wyjazd integracyjny.

- Ludzie mają dzisiaj do dyspozycji Internet i 140 telewizyjnych kanałów z filmową sieczką  - próbuje tłumaczyć nowe zjawisko Mariusz Łukomski, szef Monolith Films.  - Idąc do kina, chcą obejrzeć coś, co wymyka się schematom. Ten trend można było zaobserwować już w połowie ubiegłego roku, kiedy „O północy w Paryżu" Woody'ego Allena obejrzało ponad 700 tys. widzów, a bolesny obraz Larsa von Triera „Melancholia"  - 200 tysięcy. Frekwencja na „Róży" Wojciecha Smarzowskiego nie zaskoczyła nas aż tak bardzo. Prognozowaliśmy wynik w granicach 300  - 400 tys. Rynek powoli się zmienia.

Ambitnie i masowo

Dystrybutorzy, którzy najczęściej wprowadzają na ekrany polskie filmy, z coraz mniejszym lękiem sięgają więc po ambitne tytuły.

- Kibicujemy sukcesom Wojciecha Smarzowskiego czy Jana Komasy  - przyznaje Michał Cader.  - Zawsze staraliśmy się wybierać filmy łączące walory artystyczne i komercyjne, przecież „Sala samobójców" czy „Listy do M. to nasze tytuły. Ale dziś dużo odważniej rozmawiamy z producentami kilku obrazów bardzo ambitnych.

- Mamy w swoich planach „Tajemnicę Westerplatte"  - mówi Mariusz Łukomski.  - A zachęcony obecnym trendem oglądam np. odnoszące się do zbrodni w Jedwabnem „Pokłosie Władysława Pasikowskiego.

Te niełatwe filmy nie są już wprowadzane skromnie, po cichu, do kilku kin. „W ciemności" miało 102 kopie, „Róża"  - 127, „Sponsoring"  - 103.

- Dzisiaj tzw. wąskie rozpowszechnianie to 15  - 30 kopii i wydatki rzędu 600 tys. zł. Szerokie rozpowszechnianie 70  - 120 kopii i realne nakłady zbliżające się do 2 mln zł, a wielkie rozpowszechnianie 150  - 200 kopii i trzymilionowe koszty kampanii.

Specjaliści od PR mówią też o wyzwaniach.

- Zagraniczne filmy dostajemy w gotowych „opakowaniach"  - twierdzi Marcin Piasecki.  - Przy polskich tworzymy wizerunek od nowa.

- Nie bez znaczenia jest tu dostęp do aktorów i twórców, którzy coraz lepiej rozumieją sens działań promocyjno-marketingowych  - dodaje Izabella Lasowy z Monolith Films.

Od lat czekaliśmy na moment, gdy rynek odwróci się od robionego pod publikę chłamu, a doceni twórców traktujących widza z szacunkiem. Ten czas chyba nadszedł. I miejmy nadzieję, że moda na dobre polskie kino będzie trwać.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Polscy kinomani coraz chętniej chodzą na rodzime filmy. Ubiegłoroczny rekord - 12 mln osób na krajowych produkcjach  - nie był przypadkowy. W pierwszym kwartale 2012 roku sześć naszych premierowych tytułów obejrzało blisko 2,3 mln osób.

Zobacz fotosy z filmów

Pozostało 96% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu