— W wieku 12, 13 lat spróbowałem amfetaminy... — mówi młody chłopak z krótko ostrzyżonymi włosami.
— A czy poczułeś zmiany jakie w tobie nastąpiły, w Twojej psychice, zdrowiu? — pyta go starsza kobieta.
— Chciałem się zabić, nie wiem, pod pociąg skoczyć — odpowiada chłopak.
Tak zaczyna się dokument Mirosława Dembińskiego „Dzieci Kotana". Film surowy, prosty, a jednocześnie bardzo wzruszający. Jego bohaterowie Bogusia i Adam Bączkowscy są właśnie „dziećmi Kotana". W młodości przeszli przez piekło. Bogusia miała ojca wojskowego, domowego tyrana. Tęskniła za wolnością, zafascynowała się ideologią hipisowską: długie włosy, koraliki, bieganie na bosaka. I narkotyki, które razem z tym przyszły, nie wiadomo kiedy. Adam zaczął ćpać w szkole plastycznej. Wychował się w zapomnianej, biednej dzielnicy Bydgoszczy, chciał się z niej wyrwać. Ta szkoła była spełnieniem marzeń. Ale w jego klasie masę ludzi brało. Taki artystyczny szpan.
I nastąpiła tragedia. Bogusia wstrzykiwała sobie mleczko makowe. Na obozie namówiła na spróbowanie koleżankę, która dostała zapaści. Bogusia trafiła do więzienia. Adam przeszedł przez oddziały detoksykacyjne, miał sprawę, a gdy uchylał się od prac społecznych, na które został skazany, też znalazł się za kratami. „Branie było wtedy najważniejsze" — mówi. I dalej: „To była jedna wielka pustka."