Wymieńmy ich po kolei: Michał Żebrowski, Jan Englert, Andrzej Grabowski, Piotr Adamczyk, Borys Szyc, Mirosław Baka, Jakub Wesołowski. Gdzieś między nimi plącze się nazwisko prawie nieznane czyli Robert Żołędziewski. Także na zdjęciu ten aktor usunięty jest gdzieś wstydliwie na końcu. Pech chce, że to akurat on gra główną postać tej opowieści, niezłomnego kapitana Franciszka Dąbrowskiego, człowieka, który uratował honor żołnierzy Westerplatte po załamaniu nerwowym majora Sucharskiego. Z plakatu wynika akurat coś zupełnie innego. Nazwiska wyciągnięte na pierwszy plan to w większości odtwórcy epizodów. Zwłaszcza Borys Szyc, Piotr Adamczyk, Andrzej Grabowski i Jan Englert. Ktoś słusznie uznał, że mogą one posłużyć jako wabik dla widza, którego ewidentnie nabija się w butelkę.
Słusznie uznano też, że nazwisko Pawła Chochlewa za ten wabik nie posłuży, więc na plakacie jest umieszczone maczkiem na dole wśród wszystkich twórców i producentów filmu. Cwanym pomysłem jest umieszczenie w blasku Oscarów nazwisk Jana A.P. Kaczmarka i Allana Starskiego. Niezorientowany widz mógłby pomyśleć, że upragnioną statuetke obaj panowie otrzymali za ten właśnie pasjonujący obraz.
Myślę, że można było pójść dalej napisać wielkimi literami JOHNNY DEPP a pod spodem maczkiem "był brany pod uwagę do roli majora Jacobsona. Postać ta jednak ostatecznie wypadłą ze scenariusza". ANGELINA JOLIE (była inspiracją dla scen w morzu), ARNOLD SCHWARZENEGGER (przyśnił się Mirosławowi Zbrojewiczowi dzień przed decydującym ostrzałem) i PAOLO COELHO (otrzymał pierwszą wersję scenariusza).
Na temat amatorszczyzny reżyserii i scenariusza "Tajemnicy Westerplatte" oraz kolejnej straconej szansy na opowiedzenie ważnego etapu naszej historii nie mam zamiaru się rozpisywać. Zrobią to lepiej koledzy z różnych redakcji.
Wiadomo było, że pierwszy odezwie się Tomasz Raczek, który jest szczególnie lubiany i ceniony przez współproducenta "Tajemnicy Westerplatte" Jacka Samojłowicza. Krótko mówiąc każda rozmowa o filmie obu panów przyprawia o kaca.