W 2004 roku wydał znakomitą książkę „Historia filmu”. Potem przez pięć lat pracował nad 15-odcinkową serią telewizyjną „The Story of Film – odyseja filmowa”. A w tym roku zaprezentował następny dokument – poświęcony dzieciom w kinie. Oba dzieła są pokazywane we Wrocławiu.
Mark Cousins ma zmierzwioną fryzurę i tatuaże na rękach. Są wśród nich nazwiska tych, których podziwia. „Le Corbusier” – francuski architekt, „Eisenstein” – rosyjski geniusz kina. 48-letni Irlandczyk jest krytykiem filmowym, ale też autorem wielu dokumentów, na zbliżającym się festiwalu w Wenecji wyświetlony zostanie jego film o Albanii.
Pokazywane na festiwalach i w muzeach sztuki „The Story of Film...” to rodzaj filmowego eseju. Cousins rozmawia z blisko 50 osobami, m.in. Martinem Scorsese, Bazem Luhrmanem, reżyserem „Deszczowej piosenki” Stanleyem Donenem, japońską aktorką Kyoko Kagawą, scenarzystą „Chinatown” Robertem Townem. Przede wszystkim jednak śledzi momenty, w których zmieniał się język filmowy, a twórcy mieli widzom do powiedzenia coś istotnego.
– Panuje przeświadczenie, że kino to biznes. Wszyscy przyglądają się wynikom dystrybucji, liczą koszty i wpływy. Tymczasem historia kina jest historią idei – mówi „Rz”. – Przed laty Lauren Bacal powiedziała mi: „Przemysł filmowy to gówno. Ważne jest medium. Film”. Miała rację. Moja historia filmu jest opowieścią nie o celebrytach, lecz o kinie.
W czasie naszego spotkania obok Marka cały czas leży mała kamerka, z którą nigdy się nie rozstaje.