Realna miłość w wirtualnym świecie

Spike Jonze, reżyser fascynujących filmów - „Być jak John Malkovich" i „Adaptacji", po dwunastoletniej przerwie i nakręceniu licznych teledysków powrócił do fabuły, realizując – tym razem według własnego scenariusza - rozgrywający się w niedalekiej przyszłości melodramat science fiction o samotności i głodzie bliskości.

Aktualizacja: 14.02.2014 13:23 Publikacja: 14.02.2014 12:56

"Ona", reż. Spike Jonze

"Ona", reż. Spike Jonze

Foto: UIP

„Ona" to klasyczna historia miłosna z czasów wszechobecnej technologii, gdy światy:  realny i wirtualny stały się jednością.

Zobacz galerię zdjęć

On – będący w trakcie rozwodu Theodore Twombly  (wąsaty Joaquin Phoenix o oczach niesłusznie skarconego psa)  mieszka samotnie w wielkiej metropolii. Pracuje w portalu internetowym BeautifulHandwrittenLetters.com.  Ma talent literacki, więc na bardzo osobiste tematy pisze listy zlecane przez klientów – wyznaje w nich miłość ich najbliższym, wspomina piękne chwile z ich wspólnego życia. Jest ceniony za wrażliwość i rzadką  umiejętność przeżywania, a zabiegani mieszkańcy świata przyszłości  korzystając  z jego usług  bez skrupułów oszukują samych siebie.

Ona – Samantha  (z  chrypiąco-zmysłowym głosem Scarlett Johansson) jest  sztuczną inteligencją, systemem operacyjnym najnowszej generacji stworzonym, by móc jak najlepiej zaspokajać potrzeby jego użytkownika. Nie tylko steruje urządzeniami domowymi, jest także doskonałą,  wszystkowiedzącą asystentką, ale przede wszystkim wspaniałą partnerką do rozmowy. Nic dziwnego, że Theodore zaraz po obudzeniu wkłada do ucha bezprzewodową słuchawkę, dzięki której się z nią  porozumiewa.

Nieustanna wymiana słów szybko  rodzi napięcia i uczucia. Udręczony realną samotnością mężczyzna zakochuje się w maszynie.  Wirtualna ukochana okazuje się  świetną życiową partnerką. Sprawdza się w rozmowie, reaguje na żarty, sprzyja emocjom intymnym. Ale czy  miłość, nawet wirtualną, można w pełni zaprojektować  i wprowadzić do systemu?   Przypadek Theodore'a  w świecie niedalekiej przyszłości zapewne nie jest wyjątkowy. Gdy w jednej ze scen idzie ulicą pogrążony w rozmowie z Samanthą widzimy wielu podobnych mu ludzi obu płci podłączonych do sieci, rozmawiających nieustannie ze swoimi systemami operacyjnymi.

„Kocham cię jak swoją maszynę" – oświadczał się dziewczynie traktorzysta z kołchozu w jakimś socrealistycznym radzieckim filmie sprzed sześciu dekad. „Ona" dowodzi, że  ta wyśmiewana przez lata deklaracja może okazać się prorocza.

Wbrew pozorom „Ona" nie jest komedią, choć wiele tam sytuacji  skłaniających do uśmiechu. To pobudzająca do refleksji i stawiania pytań opowieść, w której tęsknotą za bliskością podszyte są maszyny, a ludzie desperacko szukają sposobów pokonania samotności.

Amerykańska Akademia Filmowa nominowała film Spike'a Jonze'a  do tegorocznych Oscarów aż w pięciu kategoriach: jako najlepszy film, za scenariusz oryginalny, scenografię, muzykę i piosenkę.

Marek Sadowski

 

„Ona" to klasyczna historia miłosna z czasów wszechobecnej technologii, gdy światy:  realny i wirtualny stały się jednością.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Film
Kontrowersyjny Julian Assange bohaterem dokumentu nagrodzonego w Cannes
Film
Cannes'25: Czy koniec świata już trwa?
Film
Bono specjalnie dla „Rzeczpospolitej": U2 pracuje nad nową płytą
Film
Zaskakujący zwycięzcy Millenium Docs Against Gravity. Jeden z szansą na Oscara
Film
Cannes’25: Tom Cruise walczy z demonem sztucznej inteligencji i Rosjanami