Korespondencja z Cannes
One są potrzebne głownie po to, żeby na Croisette pojawiły się hollywoodzkie gwiazdy i żeby nocą nad plażą wybuchały fajerwerki podczas przyjęć na tysiąc osób.
W tym roku stał się cud. Cannes oszalało na punkcie „Mad Maxa: Na drodze gniewu". Czwarta część tego postapokalitycznego kina akcji daje się streścić w kilku zdaniach: Mad Max przyłącza się do grupy uciekinierów, a rozwścieczony Immortan Joe wysyła w ślad za nimi pościg.
Reżyser George Miller wrócił do swojego wielkiego hitu po 30 latach. Mel Gibson zdążył się w tym czasie zestrzeć i narobić skandali, po których studia boją się go obsadzać w potencjalnych przebojach. W skórę głównego bohatera wszedł więc Tom Hardy.
Produkcja czwartego „Mad Maxa" nie szła gładko. Miller chciał go nakręcić w 2001 roku, wówczas jeszcze z Gibsonem. Jednak po tragedii 11 września dolar amerykański stracił w stosunku do australijskiego i budżet automatycznie poszybował w górę. Potem, kiedy produkcja znów miała szansę ruszyć, wszystko runęło z powodu afer wokół życia osobistego Jaksona. Udało się powrócić do pomysłu kilka lat temu. I wtedy zawiodła... australijska pogoda.