Kiedy Martin Scorsese podejmuje jakiś temat – sprawa nie może być błaha. W dokumencie „Beatles ’64” portretuje oczywiście fenomen grupy wszech czasów, która dokonała światowej rewolucji w muzyce i obyczajowości, ale to także pretekst do opowieści o radykalnej zmianie Ameryki.
W uwerturze filmu wyreżyserowanego przez Davida Tedeschiego oglądamy migawki związane z prezydenturą Johna F. Kennedy’ego. Słyszymy zapowiedzi przełomu po dominacji konserwatystów – dokończenia dzieła Abrahama Lincolna i ostatecznego zrównania praw białych oraz czarnych Amerykanów, a także skoku technologicznego, którego symbolem miał być podbój kosmosu.
„Beatles ’64” Davida Tedeschiego. Zwiastun filmu
Technologicznej rewolucji zawdzięczamy podbój Ameryki przez Beatlesów, rządy Kennedy’ego były bowiem okresem pierwszej prezydentury doby telewizji. Odbiorniki zawitały do każdego domu, jak dziś smarftony i komputery, a my dobrze wiemy, jaka to zmiana. Oczywiście, gdy The Beatles zawitali do Ameryki, nikt się nie spodziewał, że pobijają rekord oglądalności, jednak liverpoolczycy, mając szczęście, to zrobili: ich debiutancki występ w programie „The Ed Sullivan Show” zgromadził ponad 73 mln widzów.
W sukurs Anglikom przyszła inna nowinka, lansująca nowe piosenki. Aby cieszyć się muzyką, nie trzeba było już kosztownego, stacjonarnego radia czy adaptera, ponieważ rozpoczęto produkcję tanich i mobilnych odbiorników tranzystorowych. Paul McCartney w filmie non stop słucha własnych przebojów z przenośnego radyjka i bardzo mu się to podoba, zwłaszcza że The Beatles królują na listach przebojów.