Janusz Majewski, ostatni łącznik

Trudno pisać wspomnienie o kimś, z kim kilka dni temu się rozmawiało, snując wspólne plany. To nieprawda, że Janusz Majewski miał 92 lata. Metrykalnie tak, ale mentalnie - na pewno nie.

Publikacja: 10.01.2024 15:41

Janusz Majewski

Janusz Majewski

Foto: PAP/Tomasz Waszczuk

Był znacznie młodszy, co nas bardzo do siebie zbliżyło. Znaliśmy się zaledwie jedenaście lat, ale była to znajomość bardzo intensywna. W roku 2012 Janusz Majewski wydawał w Marginesach „Siedlisko”, a ja w tym samym wydawnictwie „Deynę”.

Kiedy szefowa Marginesów Hanna Grudzińska powiedziała, że na plenerze czytelniczym w Gdyni będę podpisywał swoją książkę, siedząc obok Janusza Majewskiego było to dla mnie tyleż zaszczytne, co bardzo stresujące. Znałem dobrze wszystkie filmy mistrza i bardzo je lubiłem. Nie chciałem jednak wyjść na pospolitego klakiera, więc przypomniałem sobie wszystkie pytania, dotyczące Lwowa, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi w książkach i zacząłem zadawać te pytania Majewskiemu. Był przecież ostatnim słynnym Polakiem, który urodził się we Lwowie. Łącznikiem z tamtym światem.

Czytaj więcej

Janusz Majewski nie żyje. Reżyser filmu "C.K. Dezerterzy" miał 92 lata

Wieczorem już piliśmy razem wino i paliliśmy cygara na „Darze Pomorza”. Pierwszy i nie ostatni raz. Przez dziesięć lat ja dostarczałem cygara, on whisky. Były wspólne wyjazdy na targi książki do Wrocławia, Krakowa... Przyjechał nawet do kinokawiarni Stacja Falenica, żeby zobaczyć moje miasteczko. Czasami dzwonił, bo chciał po prostu porozmawiać. On przyjmował zaproszenia na premiery moich książek, a ja jego. Stoją w domu, obok siebie na półce, wszystkie z dedykacjami. Fragmenty niektórych znałem nim ukazały się drukiem, bo autor mi je czytał.

Wspomina się Janusza Majewskiego jako wybitnego reżysera, a powinno się także jako świetnego pisarza. Potrafił w książkach stworzyć taką atmosferę, jak w filmach. Miał bardzo duże poczucie humoru. Opowiadał dowcipy w angielskim stylu, lub sprośne.

Miał zawsze maniery dżentelmena - był elegancko ubrany, szarmancki, zawsze opanowany. Chyba nikt nie pamięta Janusza Majewskiego podnoszącego głos. Aktorzy byli dla niego partnerami i nie wiem czy ktokolwiek odmówił mu gry w jego filmie. Chcieli grać nie tylko dlatego, że był wybitnym reżyserem, ale że go wszyscy lubili.

Janusz Majewski nie żyje. „Był pełen czaru, wszyscy go lubili”

Bo nie można było inaczej. Od pierwszej chwili roztaczał wokół siebie rodzaj czaru, którym uwodził każdego rozmówcę. Na jego dziewięćdziesiąte urodziny, na których zebrała się setka przyjaciół i znajomych, a wśród nich pierwsze nazwiska kinematografii zafundowano mu strip tease, taki, jak na filmie „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy”. A Natalia Rybicka złożyła życzenia, jakie składała w filmie, tańcząc z Maciejem Stuhrem: „Żeby nigdy nie stało się to, co się może stać, a stało się to, co nie może”.

Kilka lat temu Janusz Majewski postanowił zmienić samochód. Poprosił młodszego o czterdzieści lat dobrego znajomego, żeby towarzyszył mu w drodze do salonu. Wybrali taki w sam raz dla znajomego. Tak przynajmniej myślał sprzedawca. A kiedy już kupili, Majewski wsiadł i odjechał. Jakby miał pięćdziesiąt lat, a nie osiemdziesiąt parę. Nie słyszałem żeby kiedykolwiek spowodował wypadek.

Jednym z jego pierwszych filmów był dokument sportowy, poświęcony pojedynkowi dwóch kulomiotów: Alfreda Sosgórnika i Davida Davisa, stoczonemu podczas meczu Lekkoatletycznego Polska - Stany Zjednoczone na Stadionie Dziesięciolecia w roku 1963.

Czytaj więcej

Aleksandra Śląska: Nie tylko królowa Bona

Wrócił do sportu po sześćdziesięciu latach. Widząc moje zbiory pamiątek sportowych postanowił nakręcić film o pasji dziennikarza sportowego, który jest jednocześnie kolekcjonerem i kocha swój zawód. Ja się trochę krygowałem, uważając, że nie ma o czym, on przekonywał: „Zobaczysz, to będzie taki film, jak „Jazz outsider”. Wszystkich wzruszy”.

Robiliśmy to u mnie w domu, i w plenerze, w trzy sierpniowe dni, wzbudzając zainteresowanie mieszkańców Ursynowa. Tak się cieszył, że już mówił o tym filmie w wywiadach. Kiedy składaliśmy sobie życzenia przed wigilią mówił, że montaż jest zaawansowany i wszystko jest na dobrej drodze. Nie było w jego głosie niczego niepokojącego.

To, że tego filmu nie będzie to jest nic. Że nie będzie z nami mądrego, życzliwego, dowcipnego Janusza to jest smutne i bolesne.

Był znacznie młodszy, co nas bardzo do siebie zbliżyło. Znaliśmy się zaledwie jedenaście lat, ale była to znajomość bardzo intensywna. W roku 2012 Janusz Majewski wydawał w Marginesach „Siedlisko”, a ja w tym samym wydawnictwie „Deynę”.

Kiedy szefowa Marginesów Hanna Grudzińska powiedziała, że na plenerze czytelniczym w Gdyni będę podpisywał swoją książkę, siedząc obok Janusza Majewskiego było to dla mnie tyleż zaszczytne, co bardzo stresujące. Znałem dobrze wszystkie filmy mistrza i bardzo je lubiłem. Nie chciałem jednak wyjść na pospolitego klakiera, więc przypomniałem sobie wszystkie pytania, dotyczące Lwowa, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi w książkach i zacząłem zadawać te pytania Majewskiemu. Był przecież ostatnim słynnym Polakiem, który urodził się we Lwowie. Łącznikiem z tamtym światem.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rusza 17. edycja Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA
Film
Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Sport i namiętności
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata