Lata mijają, a panowie się nie zmieniają. Kolejne wasze filmy, które zdobyły tyle nagród, zawsze są opowieściami o nierównościach w zachodnich społeczeństwach, o tragediach ludzi wyrzucanych na margines.
Na filmowcach zawsze ciążył obowiązek dokumentowania świata i my się w to wpisujemy. Nie ciągnie nas do czystej rozrywki, nie bawimy się efektami specjalnymi, nie ekscytuje nas zapełnianie ekranu superbohaterami. Po prostu rozglądamy się wokół. Interesują nas ludzie pozbawieni pracy i środków do życia, narkomani czy imigranci. Ale też nie mówimy: „Robimy film o społecznych niesprawiedliwościach”. To krytycy przyczepiają etykietki. Gdybyśmy kręcili filmy o przedstawicielach klasy średniej, pewnie uchodzilibyśmy za specjalistów od dramatów psychologicznych. A skoro nasi bohaterowie pochodzą na ogół z niezamożnych przedmieść, staliśmy się „Dardenne’ami od kina społecznego”.