Berlinale: Ciężar rzeczywistości

„She Came to Me” Rebeki Miller, w którym obok Petera Dinklage’a i Anne Hathaway wystąpi Joanna Kulig, zainauguruje festiwal w Berlinie 16 lutego.

Publikacja: 14.02.2023 03:00

Brawurowy w „Grze o tron” Peter Dinklage tu w „She Came to Me”

Brawurowy w „Grze o tron” Peter Dinklage tu w „She Came to Me”

Foto: Berlinale

„She Came to Me” zapowiadany jest jako komedia romantyczna, ale znając twórczość Rebeki Miller, córki Arthura Millera i żony Daniela Day-Lewisa, nie będzie pozbawiony ambicji powiedzenia czegoś ważnego o dzisiejszych relacjach między ludźmi. Światowa premiera tego filmu zainauguruje berlińską imprezę, która, jak się wydaje, nie przyniesie optymistycznych obrazów świata.

Wojenne pytania

Dwa lata temu festiwal został odwołany z powodu pandemii, przed rokiem odbył się, ale w znacznie okrojonym składzie. Wielu przedstawicieli branży i dziennikarzy odwołało przyjazd. W tym roku ograniczeń nie ma, nie obowiązuje nawet noszenie masek w kinach. Przyszły za to inne problemy.

W dobie wojny w Ukrainie wciąż przed wielkimi imprezami kulturalnymi pojawiają się pytania o możliwość uczestniczenia przedstawicieli Rosji w konkursach. Wiele małych festiwali wprowadziło w tej kwestii sankcje, wielkie imprezy w większości zachowały się niezdecydowanie. Odmówiły przyjęcia oficjalnych rosyjskich delegacji i filmów produkowanych przez państwo, ale zgodziły się pokazywać te realizowane przez rosyjskich dysydentów.

Szefowie Berlinale nie musieli dotąd oficjalnie się wypowiadać. W ubiegłym roku kompletowali program, zanim nastąpiła inwazja Rosji na Ukrainę. W tym roku w konkursie głównym nie ma filmu rosyjskiego. Tylko w sekcji Encounters („Spotkania”) można znaleźć jeden tytuł rosyjski – francuską koprodukcję zrealizowaną w języku czeczeńskim „Klatka czeka na ptaka” Maliki Musajewej. Natomiast organizatorzy wyrażają poparcie dla Ukrainy.

24 lutego przed galą kończącą festiwal na czerwonym dywanie odbędzie się manifestacja solidarności z walczącym o swoją wolność krajem. Wezmą w niej udział m.in. ambasador Ukrainy w Niemczech Oleksy Makiejew, przedstawiciele festiwali w Kijowie i Odessie, a także ekipy ukraińskich filmów pokazywanych w Berlinie.

Berlinale złoży też hołd walczącemu Iranowi. Tu również przewidziana jest manifestacja poparcia (18 lutego) i dyskusja o roli kina i sztuki w irańskiej rewolucji.

15 z 18 filmów, które będą walczyły o Złotego Niedźwiedzia, to premiery światowe. W konkursie głównym znalazły się produkcje reprezentujące 19 krajów, a sześć filmów zostało wyreżyserowanych przez kobiety.

Program festiwalu będzie w tym roku skromniejszy, raczej nastawiony na twórców mniej znanych, a za to z uwagą śledzących rzeczywistość wokół. Nie ma więc w tegorocznej selekcji berlińskiej snobizmu, są – jak zapewnia dyrektor artystyczny festiwalu – poszukiwania obrazów świata.

– Pandemia stworzyła silne poczucie izolacji, a ruchome obrazy pomagały nam łączyć się ze sobą i ze światem zewnętrznym. Potem wojna wkroczyła w ten obraz z siłą huraganu. Bardziej niż zwykle filmy, które obejrzeliśmy w ciągu ostatniego roku, nosiły w sobie ciężar rzeczywistości. A może po prostu takie właśnie filmy przykuły naszą uwagę. Uczestnicy tegorocznego festiwalu obejrzą wiele filmów odnoszących się do prawdziwych wydarzeń – z niedalekiej przeszłości i z teraźniejszości – mówi Carlo Chartrian.

Walka debiutantów

Będą w konkursie nowe filmy Philippe’a Garrela („The Plough”), Margarethe von Trotty („Ingeborg Bachmann – Journey Into the Desert”), Christiana Petzolda („Afire”), Rolfa de Heera („The Survival of Kindness”), a łącznie ośmiu twórców pokazywało już swoje poprzednie filmy w konkursie berlińskim.

Poza tym o Złotego Niedźwiedzia będą walczyły filmy, których autorzy jeszcze nie zaistnieli mocno na międzynarodowym rynku. Trzy z nich to wręcz debiuty.

W konkursie dominuje Europa, ale Azję reprezentują „The Shadowless Tower” autorstwa chińskiego Lu Zhanga czy „Suzume” japońskego mistrza animacji Makoto Shinkai. To pierwsze anime w konkursie od dwóch dekad. Australia ma również silną pozycję. Obok filmu de Heera do konkursu trafił kryminał „Limbo”, wyreżyserowany przez autochtonicznego filmowca Ivana Sena.

Tegoroczna selekcja jest też dość specyficzna, bo o Złotego Niedźwiedzia będą walczyły nie tylko filmy fabularne, ale też dokument i animacja.

Polskie kino jest w tym roku bardzo słabo reprezentowane w programie. Podczas inauguracji zobaczymy na ekranie Joannę Kulig, a w konkursie znalazła się francusko-włosko-belgijsko-polska koprodukcja „Disco Boy” Giacomo Abbruzzese.

W programie Forum są również: dokument Piotra Pawlusa i Tomasza Wolskiego „W Ukrainie”, zrealizowany w koprodukcji z Niemcami oraz „Mammalia” Sebastiana Mihailesku, efekt współpracy rumuńsko-polskiej. Z kolei w sekcji Generacja 14+ będzie można obejrzeć dwie polskie koprodukcje „My nie zgaśniemy” Alisy Kowalenko (z Francją i Ukrainą) oraz „Ha’Mishlahat” (z Izraelem i Niemcami).

Festiwal berliński potrwa do 25 lutego.

„She Came to Me” zapowiadany jest jako komedia romantyczna, ale znając twórczość Rebeki Miller, córki Arthura Millera i żony Daniela Day-Lewisa, nie będzie pozbawiony ambicji powiedzenia czegoś ważnego o dzisiejszych relacjach między ludźmi. Światowa premiera tego filmu zainauguruje berlińską imprezę, która, jak się wydaje, nie przyniesie optymistycznych obrazów świata.

Wojenne pytania

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rekomendacje filmowe: Komedia z Ryanem Goslingiem lub dramat o samobójstwie nastolatka
Film
Cannes 2024: Złota Palma dla Meryl Streep
Film
Mohammad Rasoulof represjonowany. Władze Iranu chcą, by wycofał film z Cannes
Film
Histeria - czyli historia wibratora
Film
#Dzień 6 i zapowiedź #DNIA 7 – w stronę maja, w stronę słońca
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił