Ostatnia rola wrażliwca

„Bulwar" przypomina nam takiego Robina Williamsa, jakiego dobrze znamy.

Aktualizacja: 06.04.2016 20:55 Publikacja: 06.04.2016 19:01

Foto: Materiały prasowe

To był ostatni występ przed kamerą wybitnego aktora, który dwa lata temu, w sierpniu, w wieku 61 lat, niespodziewanie popełnił samobójstwo. Był to szok dla świata, bo też nikt nie podejrzewał, że Robin Williams, mężczyzna o ciepłym, nieśmiałym uśmiechu, od dawna zmagał się z depresją, nałogami i z chorobą.

To właśnie w „Bulwarze", wyreżyserowanym w 2014 roku przez niezależnego twórcę amerykańskiego Dito Montiela, nakręcił ostatnią w swoim życiu scenę, ale film trafił do kin dopiero w następnym roku. Teraz dotarł wreszcie do Polski i dla fanów Robina Williamsa będzie to z pewnością spotkanie nostalgiczne.

W „Bulwarze" Robin Williams wcielił się w postać 60-letniego Nolana, urzędnika lokalnego oddziału banku. Jest powszechnie lubiany i szanowany, ma poukładane życie i kochającą go żonę, choć od dawna oboje mają oddzielne sypialnie.

Wszystko się zmienia, gdy pewnego wieczoru potrąca samochodem młodego chłopaka. Leo jest męską prostytutką. Przerażony Nolan chce mu pomóc, ale stopniowo zaczyna ulegać fascynacji. Ta zaś przeradza się w uczucie, które absolutnie nie ma nic wspólnego z pożądaniem.

W twórczym tercecie „Bulwaru", który tworzą: reżyser Dito Montiel oraz młody, przystojny, ale o niewielkim dorobku aktorskim Roberto Aguire (Leo), a także Robin Williams, ten ostatni jest oczywiście artystą o największym doświadczeniu i chyba również możliwościach. Niemniej stworzył jeszcze jeden portret bohatera, w jakiego wcielał się wielokrotnie.

Jego specjalnością od lat byli bowiem mężczyźni stojący na uboczu, obawiający się wejścia w główny nurt życia, by walczyć o szczęście, pozycję czy władzę. A jednak widz nigdy nie miał wrażenia, że Williams w kolejnych filmach się powtarza.

Ten sam nieśmiały uśmiech i lekko zmrużone, pogodne oczy mogły być bowiem zarówno znakiem rozpoznawczym profesora w „Stowarzyszeniu Umarłych Poetów", namawiającym uczniów do niezależności, jak i kryjącego mroczną tajemnicę fotografa z supermarketu w thrillerze „Zdjęcie w godzinę"; wyrzuconym na margines Perrym w „Fisher Kingu" czy psychopatą w „Bezsenności".

I nawet w swej najbardziej brawurowej roli, gdy jako Pani Doubtfire opiekował się własnymi dziećmi, z którymi został rozdzielony po rozwodzie, pod kobiecym przebraniem krył się wrażliwy mężczyzna. Dlatego w tym filmie, określanym jako komedia, więcej jest liryzmu niż żartu.

„Bulwar" nie wnosi więc nic nowego do wizerunku Robina Williamsa. Owszem, dziś, gdy wiemy, jak tragicznie zakończył życie ten aktor, możemy uznać, że zmęczonej postaci Nolana dał cząstkę samego siebie – człowieka w depresji, który wiedział, że nic go już w życiu nie może spotkać. Jednocześnie twórcy nie wykorzystali do końca możliwości, jakie daje sam pomysł filmu i udział w nim tej klasy aktora.

W zafascynowaniu Nolana młodym Leo, pozbawionym przecież jednoznacznego, erotycznego kontekstu, zabrakło pewnej tajemnicy. Oczywiście ani Dito Montiel, ani jego scenarzysta nie mogą się równać z Tomaszem Mannem, który w „Śmierci w Wenecji" pokazał, że spotkanie dojrzałości z pięknem młodości powoduje nieuchronne nadciąganie widma śmierci. Co prawda dotychczasowy świat Nolana, tak jak i Aschenbacha u Manna, legnie w gruzach, na tym wszakże podobieństwa kończą.

To bowiem, co „Bulwar" proponuje już po trzęsieniu ziemi w życiu Nolana, jest tylko typowo hollywoodzkim morałem zgodnym z regułami współczesnej poprawności: twórcy sugerują, że należy dokonać coming outu i żyć w zgodzie z samym sobą, bo nigdy na to nie jest za późno.

Banalne? Niestety. „Bulwar" pozostanie więc w pamięci tylko jako pożegnanie z Robinem Williamsem.

To był ostatni występ przed kamerą wybitnego aktora, który dwa lata temu, w sierpniu, w wieku 61 lat, niespodziewanie popełnił samobójstwo. Był to szok dla świata, bo też nikt nie podejrzewał, że Robin Williams, mężczyzna o ciepłym, nieśmiałym uśmiechu, od dawna zmagał się z depresją, nałogami i z chorobą.

To właśnie w „Bulwarze", wyreżyserowanym w 2014 roku przez niezależnego twórcę amerykańskiego Dito Montiela, nakręcił ostatnią w swoim życiu scenę, ale film trafił do kin dopiero w następnym roku. Teraz dotarł wreszcie do Polski i dla fanów Robina Williamsa będzie to z pewnością spotkanie nostalgiczne.

Pozostało 82% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu