To był ostatni występ przed kamerą wybitnego aktora, który dwa lata temu, w sierpniu, w wieku 61 lat, niespodziewanie popełnił samobójstwo. Był to szok dla świata, bo też nikt nie podejrzewał, że Robin Williams, mężczyzna o ciepłym, nieśmiałym uśmiechu, od dawna zmagał się z depresją, nałogami i z chorobą.
To właśnie w „Bulwarze", wyreżyserowanym w 2014 roku przez niezależnego twórcę amerykańskiego Dito Montiela, nakręcił ostatnią w swoim życiu scenę, ale film trafił do kin dopiero w następnym roku. Teraz dotarł wreszcie do Polski i dla fanów Robina Williamsa będzie to z pewnością spotkanie nostalgiczne.
W „Bulwarze" Robin Williams wcielił się w postać 60-letniego Nolana, urzędnika lokalnego oddziału banku. Jest powszechnie lubiany i szanowany, ma poukładane życie i kochającą go żonę, choć od dawna oboje mają oddzielne sypialnie.
Wszystko się zmienia, gdy pewnego wieczoru potrąca samochodem młodego chłopaka. Leo jest męską prostytutką. Przerażony Nolan chce mu pomóc, ale stopniowo zaczyna ulegać fascynacji. Ta zaś przeradza się w uczucie, które absolutnie nie ma nic wspólnego z pożądaniem.
W twórczym tercecie „Bulwaru", który tworzą: reżyser Dito Montiel oraz młody, przystojny, ale o niewielkim dorobku aktorskim Roberto Aguire (Leo), a także Robin Williams, ten ostatni jest oczywiście artystą o największym doświadczeniu i chyba również możliwościach. Niemniej stworzył jeszcze jeden portret bohatera, w jakiego wcielał się wielokrotnie.