„Cicha noc”, reż. Piotr Domalewski
Galapagos Films
To bolesna wiwisekcja polskiej rodziny z pierwszej połowy XXI wieku. Adam, bohater filmu, przyjeżdża do domu na Wigilię. Z Zachodu. Ruszył tą samą drogą, którą kiedyś poszli jego ojciec i wuj. Im się nie udało. On jeszcze próbuje. Tak naprawdę wrócił, żeby sprzedać starą, odziedziczoną po dziadkach chałupę i w Holandii rozkręcić za te pieniądze interes. Zabrać ze sobą narzeczoną, zacząć nowe życie. Chce do tej transakcji przekonać brata i siostrę, potem ich spłacić. Ale zwyczajna rodzina z prowincji kryje dramaty: rozwiane nadzieje na lepsze życie, niszczący codzienność alkoholizm, przemoc domową, zdradę, chciwość. Wisi nad nią gorzkie przeświadczenie: „Dla ludzi takich jak my, czasy są zawsze takie same: chujowe”.
„Cicha noc” musi się skończyć tragedią. Ale siła tego filmu nie leży w czarnej wizji Polski B. Odwrotnie: Domalewski portretuje swoich bohaterów z empatią i czułością. Ojciec, który za często zaglądał do kieliszka, w gruncie rzeczy kocha. Matka stara się, żeby z pierwszą gwiazdką wszyscy zasiedli razem przy stole zastawionym białymi talerzami. Siostra chce bratu pomóc, choć sama skrywa ogromne problemy. A duma ojca – najmłodsza siostra Adama – ma zagrać na skrzypcach kolędę.
Ale jednocześnie to nie jest – jak u Wojciecha Smarzowskiego - „dom zły”. To jest dom naznaczony przez trudną polską historię, przez próby wyrwania się do lepszego życia, przez miejsce, w którym po transformacji zapełniły się półki w sklepie, ale nie otworzyły drogi awansu - wreszcie przez los, nie dla wszystkich równie łaskawy. Piotr Domalewski zna takie rodziny, takie wsie, taką Polskę. Z „Cichej nocy” bije prawda. Świetny film.