Zjednoczy nas kino, nie euro

Rozmowa z Wimem Wendersem. Szef Europejskiej Akademii Filmowej mówi o kinematografii Starego Kontynentu

Aktualizacja: 06.01.2010 15:34 Publikacja: 04.01.2010 18:29

Wim Wenders

Wim Wenders

Foto: materiały prasowe

[b]Zobacz na tv.rp.pl: [link=http://www.rp.pl/artykul/414883.html]Kino buduje tożsamość Europy[/link][/b]

[b]Rz:[/b] W ostatniej dekadzie Unia Europejska poszerzyła się, jej obywatele mogą swobodnie przekraczać granice między państwami, kolejne kraje wprowadzają wspólną walutę. Ale stale mamy kłopot ze zdefiniowaniem, czym jest tzw. świadomość europejska. Czy kino może w tym pomóc?

[b] Wim Wenders:[/b] Wierzę, że tak, i nawet rozmawiałem o tym niedawno z Jose Manuelem Barroso. Politycy posługują się kategoriami finansowymi, ekonomicznymi i politycznymi. Tymczasem to kultura najbardziej zbliża narody, pomaga im określić siebie i swoje miejsce we wspólnocie. Sztuka, w tym kino, najpełniej oddaje ducha Europy.

[b]A jest coś takiego? Bo mam wrażenie, że Europa – zawieszona między hasłami o jedności a przekonaniem, że jej wartością jest różnorodność – stale szuka własnej tożsamości. [/b]

Jestem przeciwny sztancom i glajszachtowaniu kultury. Hollywood stworzył monokulturę, która zarówno Amerykę, jak i resztę świata traktuje jak wielki, jednorodny, globalny market. My cenimy odmienność. Siłą kina europejskiego jest to, co stoi za jego twórcami. A właściwie za każdym z nich z osobna. Korzenie, lokalne smaki i języki. Potrafimy szanować inność.

[b]Ale te zróżnicowane filmy nie przekraczają granic. Zamerykanizowane produkcje w stylu serii "Taxi" z wytwórni Luca Bessona wchodzą na ekrany kin w całej Europie. Obrazu Kena Loacha "Looking for Eric" czy ostatnich filmów Godarda albo Rohmera polscy widzowie obejrzeć nie mogą. [/b]

Borykamy się z tym problemem od dawna. Wszędzie. Mój kraj ma 11 sąsiadów, a na ekranach naszych kin nie można zobaczyć filmów z tych krajów. Dlatego właśnie przed laty, na wzór amerykańskich Oscarów, stworzyliśmy Europejskie Nagrody Filmowe. To jest świetna promocja kina Starego Kontynentu. Tylko że powinniśmy o niej pomyśleć 30 lat wcześniej. Oscary zaczęto rozdawać w latach 20. XX wieku. Ale walczymy: wędrujemy z nagrodami – do Berlina, Kopenhagi, Warszawy, Barcelony, za rok gala odbędzie się w Tallinie.

[b]Na początku grudnia, gdy rozdawane są te nagrody, o kinie europejskim piszą wszystkie gazety, ale potem sytuacja wraca do normy: w multipleksach królują na co dzień hity amerykańskie. [/b]

A szkoda, bo mamy się czym chwalić. Widziałem, jak fantastycznie międzynarodowa publiczność odbierała "Looking for Eric" Loacha. Kiedy indziej byłem świadkiem świetnego przyjęcia "Tataraku" Wajdy. To zadziwiające dzieło, a nikt w Europie go nie zna. Musimy doprowadzić do sytuacji, w której takie filmy mogłyby konkurować z amerykańskimi hitami.

[b]Jak to zrobić? [/b]

Na pewno nie wystarczy wprowadzanie tzw. kwot, czyli wyznaczanie procentu, jaki powinien stanowić w kinach repertuar europejski. Nic też nie daje ogłaszanie bojkotu Hollywood, bo owoc zakazany jest jeszcze bardziej pożądany. Trzeba budować zaufanie widzów do rodzimego kina, promować je. I edukować młodzież. Badania wykazują, że tam, gdzie – jak we Francji – przywiązuje się do tego dużą wagę, publiczność znacznie lepiej odbiera sztukę filmową i znacznie chętniej chodzi na dzieła rodzimych twórców.

[b]Jak kryzys wpłynął na europejskie kino? [/b]

Wiele filmów nie powstało, inne miały uszczuplone budżety. Ale dla mnie nie jest to wielki problem. Mniej pieniędzy oznacza często więcej wyobraźni. W efekcie powstają lepsze filmy.

[b] Obserwowaliśmy takie zjawisko w Polsce. Nie powstały superprodukcje, za to pojawiły się filmy skromniejsze, w tym świetne debiuty. [/b]

Właśnie o tym myślę. Może te niedrogie obrazy to dzisiaj dla nas najlepsza droga?

[b]O czym powinni mówić europejscy filmowcy? [/b]

Historia to punkt wyjścia do znakomitych filmów. Zwłaszcza XX wiek wymaga rozliczenia. I myślę nie tylko o dwóch wojnach światowych. W byłej Jugosławii do dziś nie zabliźniły się rany, swoje porachunki ma Europa Wschodnia. Nie dziwi mnie, że tak wielki sukces odniósł Cristian Mungiu filmem "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni". Ale jednocześnie mam wrażenie, że teraz ważniejsze są tematy współczesne: nierówności społeczne, relacje między ludźmi, problemy ekologiczne, emigracja, stosunki z sąsiadami.

[b]A nie sądzi pan, że kinu brakuje mistrzów, jakich Europa miała w latach 60. czy jeszcze 70.? [/b]

Prawda, że wtedy tytułowaliśmy Maestro: Antonioniego, Felliniego, Viscontiego, Bergmana i jeszcze kilku innych twórców. Dzisiaj można tak jeszcze nazwać Wajdę, Godarda, Resnaisa, może Saurę... Jednak świat się zmienił. Ludzie nie chodzą już do kina "na reżyserów". I to od dawna. Nawet Fellini pod koniec życia cierpiał, że jego filmy przestały być oglądane. Kurosawa próbował popełnić samobójstwo.

[b]Nie potrzebujemy autorytetów? [/b]

Kultura się zmieniła. Wyszukujemy tysiące informacji w Internecie. Zewsząd jesteśmy nimi atakowani. Przestaliśmy słuchać głosu mądrych ludzi.

[b]Przyszłość nie rysuje się więc w różowych barwach? [/b]

Tego nie powiedziałem. Ameryka nie byłaby tym, czym dzisiaj jest, bez kina. I jej mieszkańcy doskonale to rozumieją. Szanują przemysł filmowy, co więcej, kupują talenty zza oceanu i z całego świata. Europa, choć powołała różne komisje i programy, ciągle nie potrafi docenić potencjału, jaki drzemie w kulturze. Ale myślę, że chwila, w której się to zmieni, jest już bardzo bliska.

[ramka] [b]Wim Wenders reżyser, scenarzysta, producent, fotografik [/b]

Urodził się 14 sierpnia 1945 r. w Düsseldorfie. Studiował medycynę i filozofię w Monachium, Fryburgu i Düsseldorfie. Przerwał jednak naukę i wyjechał do Paryża. Po powrocie do kraju ukończył w 1970 r. reżyserię w szkole filmowej w Monachium.

Już w 1971 r. zwrócił na siebie uwagę krytyki obrazem "Strach bramkarza przed jedenastką", jego pozycję ugruntowała trylogia drogi – "Alicja w miastach" (1974), "Fałszywy ruch" (1975) i "Kings of the Road" (1976). Najpiękniejsze filmy Wendersa powstały w latach 80.: nagrodzony Złotą Palmą w Cannes "Paryż, Teksas" i opowieść o alienacji i zagubieniu człowieka w totalitaryzmie "Niebo nad Berlinem" (1987).

Pięć lat później zrealizował sequel "Nieba..." – "Tak daleko, tak blisko". Do kanonu kina weszły też: "Lisbon Story" (1995) i dokument "Buena Vista Social Club" (1999). Wenders często krąży między Ameryką i Europą, chętnie realizuje za oceanem filmy, choć te ostatnie nie wzbudzają specjalnych zachwytów.

Jednak mimo wielkiej sympatii dla Ameryki konsekwentnie broni wartości europejskich. Od 1996 r. jako przewodniczący Europejskiej Akademii Filmowej.

[i]bh [/i][/ramka]

[b]Zobacz na tv.rp.pl: [link=http://www.rp.pl/artykul/414883.html]Kino buduje tożsamość Europy[/link][/b]

[b]Rz:[/b] W ostatniej dekadzie Unia Europejska poszerzyła się, jej obywatele mogą swobodnie przekraczać granice między państwami, kolejne kraje wprowadzają wspólną walutę. Ale stale mamy kłopot ze zdefiniowaniem, czym jest tzw. świadomość europejska. Czy kino może w tym pomóc?

Pozostało 94% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu