[link=http://www.rp.pl/galeria/9131,9,435538.html]Galeria fotosów z filmu[/link]
Jak zwykle, nie wróży to dobrze jakości filmu. Niepokazywanie nowych tytułów dziennikarzom jest w większości przypadków zamierzone, gdy obraz jest kiepski.
I właśnie tego możemy się spodziewać po „Pozdrowieniach z Paryża”, sądząc po ekranowej intrydze i przyjęciu filmu za granicą. Jego recenzje są w większości katastrofalne. Najczęściej przytaczane przymiotniki to – głupi, niedorzeczny, groteskowy, pusty, sporządzony według standardowej formuły. A słowo odnoszące się do kreacji Johna Travolty – przesadzona.
Aktor – mający tendencję do przerysowywania swoich bohaterów – wcielił się w rolę Charliego, doświadczonego agenta CIA, który przylatuje do Paryża, by udaremnić atak terrorystyczny. Na partnera w wypełnieniu tego niewdzięcznego zadania dostaje młodego pracownika ambasady amerykańskiej Jamesa.
On także jest w CIA i bardzo pragnie wziąć udział w niebezpiecznej akcji. Z Charliem ma to jak w banku. Tyle że nieraz w ciągu następnych 48 godzin spędzonych z impulsywnym zabijaką zamarzy mu się jego bezpieczny gabinet w ambasadzie.