Rz: Jest pan szefem największego studia w Europie. Czy to koniec z własną twórczością, czy misja?
Karen Szachnazarow: Przede wszystkim jestem reżyserem. Kiedy dziewięć lat temu wybrano mnie na dyrektora, po pustych korytarzach biegały bezpańskie psy. Teraz mamy nowoczesny sprzęt, możemy podjąć się każdej produkcji, taniej niż gdziekolwiek w Europie robić nagrania muzyczne, budować skomplikowane dekoracje...
Rozpad Związku Radzieckiego był rzeczywiście czasem zapaści w rosyjskim kinie?
Niemal przestało istnieć. Zabrakło środków na realizację filmów i dystrybucję, tysiące kin zlikwidowano, straciliśmy całe pokolenie reżyserów, które po roku 90. nie mogło zadebiutować. Od kilku lat produkcja filmowa rośnie, poszerza się jej tematyka i różnorodność gatunkowa, kręcą reżyserzy starzy i młodzi. Ale to nowe rosyjskie kino nie ma jeszcze swojego stylu, dawnej klasy, próbuje naśladować amerykańskie wzory.
Przed rewolucją produkowano w Rosji 400 – 500 niemych filmów rocznie – ile powstaje obecnie?