Rz: Co pani wiedziała o aktorstwie, wchodząc na plan „Zakazanych piosenek”?
Alina Janowska:
Wszystko, co tata pokazał mi w domu. Był świetnym imitatorem. Wysoki i przystojny, a zwijał się w kłębek i zmieniał w garbatego. Mam po nim zamiłowanie do chodzenia po lesie i do wsi. Może też zdolności aktorskie, ale przecież była mama – aktorka i śpiewaczka. Za czasów carskich uczyła się u świetnej artystki z opery petersburskiej. W latach 20. występowała w warszawskim Teatrze Nowości. Na tej samej scenie co Lucyna Messal, z którą los zetknął mnie w Teatrze Nowym kierowanym przez Tuwima. Wspominała, że mama miała piękny mezzosopran.
Tata aktor amator, mama śpiewaczka, a pani marzyła o tańcu.
Nie marzyłam, miałam go we krwi. Bez przerwy się ruszałam, robiłam mostki, szpagaty, chodziłam na rękach. Tata mówił o tym: małpie skoki.