Żadna rola nie jest bezpieczna

Aktorka, Alina Janowska opowiada o cygańskim tańcu w remizie, dyrygowaniu orkiestrą w „Zakazanych piosenkach” i o tym, kiedy zamierza przestać grać. Jutro kończy 85 lat

Aktualizacja: 15.04.2008 08:54 Publikacja: 15.04.2008 01:41

Żadna rola nie jest bezpieczna

Foto: Fundacja Film Polski

Rz: Co pani wiedziała o aktorstwie, wchodząc na plan „Zakazanych piosenek”?

Alina Janowska:

Wszystko, co tata pokazał mi w domu. Był świetnym imitatorem. Wysoki i przystojny, a zwijał się w kłębek i zmieniał w garbatego. Mam po nim zamiłowanie do chodzenia po lesie i do wsi. Może też zdolności aktorskie, ale przecież była mama – aktorka i śpiewaczka. Za czasów carskich uczyła się u świetnej artystki z opery petersburskiej. W latach 20. występowała w warszawskim Teatrze Nowości. Na tej samej scenie co Lucyna Messal, z którą los zetknął mnie w Teatrze Nowym kierowanym przez Tuwima. Wspominała, że mama miała piękny mezzosopran.

Tata aktor amator, mama śpiewaczka, a pani marzyła o tańcu.

Nie marzyłam, miałam go we krwi. Bez przerwy się ruszałam, robiłam mostki, szpagaty, chodziłam na rękach. Tata mówił o tym: małpie skoki.

Podobno podczas pierwszych publicznych skoków pękła pani gumka w majtkach.

To było w remizie w Miętnem, jakieś 150 metrów od naszego domu. Wymyśliłam sobie taniec cygański z tamburynem. W połowie występu poczułam, że zsuwają mi się majtki. Powiedziałam widzom: – Schodzę, ale zaraz wrócę! Popędziłam po agrafkę do domu. Podpięłam, wpadłam na scenę i odtańczyłam resztę.

Ta zimna krew przydała się potem w karierze?

Majtki nie opuszczały mnie tak znowu często, ale nie miałam zahamowań. Role tworzyłam na zawołanie, jak ojciec.

A zdarzały się wypadki na scenie?

Ostatnio mam w głowie raczej upadki – sportowe, życiowe, przez okno. Wczoraj przypomniałam sobie, jak kiedyś upadłam, za przeproszeniem w toalecie. Strasznie zwichnęłam kolano. Nie wiem, co by było, gdyby nie kapusta. Ratuje mnie od wszelkich nieszczęść i stanów zapalnych.

Jaką rolę gra kapusta?

Liście kapusty, proszę pani, trzeba wymyć i zbić, żeby puściły sok. Położyć dwa na wierzch, dwa pod spód, na to plastikową torebkę i jeszcze watę. Wszystko owinąć bandażem, ale tak, żeby dało się chodzić.

A zna pani lek na inne upadki? Na przykład moralne?

Kopnięcie w... sama pani wie, w co. Działa w każdym przypadku.

Wróćmy do „Zakazanych piosenek”. Warunkiem zaangażowania pani do filmu było posiadanie własnego prochowca. Wnioskuję, że budżet był skromny.

Ale na planie było jak w bajce! Wszystko zostało pięknie wymalowane przez teatralnego dekoratora.

Tadeusz Karwański zaproponował mi tę rolę, bo go prawie kopnęłam, ćwicząc na korytarzu teatru w Łodzi. Płaszcz miałam, ale beretu nie. Karwański optymistycznie założył, że beret znajdzie, chociaż nie było to takie łatwe. Kazał stawić się o siódmej rano. Zgodziłam się, bo potrzebowałam pieniędzy. Jadłam wtedy tylko pomidory. Otrzymałam beret i dyspozycję, by iść ulicą, śpiewać i dyrygować orkiestrą, więc tekst piosenki przykleiłam na biuście i wpatrywałam się w niego po drodze. Do tego miałam jeszcze wyjadać czereśnie z papierowej tutki. Powtarzałam sekwencję kilkanaście razy, zlana potem.

Kiedy czereśnie się kończyły, wreszcie usłyszałam reżysera: – Kręcimy! I jakiś facet trzepnął mi klapsem przed nosem.

Tworzyliście tym filmem historię. Czy zgodnie z powszechną teorią, że świat schodzi na psy, pogorszyła się też jakość polskiego kina?

Marny ze mnie konsument sztuki, rzadko siedzę na widowni. Na pewno trudno utrzymać jakość, rygor i szacunek do tradycji, gdy wszystko wokół leci na łeb. Ale od lat bywam na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu i widuję tam różne objawy, również bardzo budujące. Nasza sztuka nie jest gorsza en masse.

W Syrenie, jako młoda aktorka, grała pani z przedwojennymi gwiazdami. Jak panią traktowały?

Bardzo dobrze. Kiedy niechcący kopnęłam panią Mirę Zimińską, nic przykrego mi nie powiedziała, a nawet dała swoją piosenkę do śpiewania. Najpierw tylko tańczyłam, potem zostałam dopuszczona do wtórowania panom w chórze i małych kwestii, jak: „Konie zajechały!”. Wreszcie kolega namówił mnie na eksternistyczny egzamin aktorski. W komisji siedział Zelwerowicz, o ile pamiętam, zdałam tylko ja i Feliks Żukowski.

Kiedy poczuła się pani w aktorstwie bezpiecznie?

Nigdy, wobec każdej roli jestem w tym samym stopniu niepewna i pewna. Najwięcej wyniosłam ze szkoły tańca Janiny Mieczyńskiej. Pani profesor była kongenialna, notabene bardzo złośliwa, swoimi uwagami flaki potrafiła wyrywać.

Grała pani przede wszystkim role komediowe. Nie żałowała pani tych dramatycznych?

Nie uważałam, że jestem godna tworzyć wybitne postacie w wysoko notowanym teatrze. Niedosytu jednak nie czuję, bo myślę, że granie ról dramatycznych jest łatwiejsze. Świetna literatura robi z aktorów więcej niż scena. Nie pamiętam, żebym się tak śmiała, jak w cyrku Staniewskich w dzieciństwie. Skecz „Pszczółko, daj miodu” budził niepohamowane zawsze reakcje. Nie ma łatwej rozrywki, nie ma złej sztuki. Są tylko rzeczy źle zrobione.

Gdy w małżeństwie spotykają się osobowości – aktorka i sportowy mistrz, ktoś musi ustępować?

Przeciwnie, zupełnie sobie nie przeszkadzamy. Mój drugi mąż Wojciech Zabłocki jest obdarzony artystycznym instynktem, maluje i pisze. Na moje poczynania patrzy trzeźwo i z tolerancją. W przeciwieństwie do pierwszego męża, który czuł się przytłoczony moją aktywnością i tym, że zarabiałam na dom. Zabłocki przewyższa mnie w sprawach wiedzy i pamięci. Za to w rzeczach przyziemnych ja mu doradzam.

Kiedy aktorka powinna przestać grać?

Gdy się położy i nie będzie mogła wstać!

Alina Janowska ukończyła szkołę tańca, egzamin aktorski zdała eksternistycznie. Debiutowała w łódzkim Teatrze Syrena. Na ekranie wystąpiła m.in. w „Samsonie”, „Ślepym torze” i „Powrocie”, grała w popularnych serialach: „Wojna domowa”, „Czterdziestolatek”, „Stawka większa niż życie” i „Złotopolscy”.

Rz: Co pani wiedziała o aktorstwie, wchodząc na plan „Zakazanych piosenek”?

Alina Janowska:

Pozostało 99% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu