Zdjęcia stare i znakomite

Zofia Rydet i Stefania Gudrowa okazały się największymi indywidualnościami miesiąca fotografii w Krakowie. Ich osobowość, talent i konsekwencja sprawiły, że dwa zupełnie różne projekty stały się autentycznymi wydarzeniami

Aktualizacja: 15.05.2008 20:02 Publikacja: 15.05.2008 18:59

Zofia Rydet portretowała ludzi w ich codziennym otoczeniu

Zofia Rydet portretowała ludzi w ich codziennym otoczeniu

Foto: Materiały Organizatora, Zofia Rydet Zof Zofia Rydet

Wiedza o fenomenalnym „Zapisie socjologicznym" Zofii Rydet jest w środowisku dość powszechna, ale jeszcze do niedawna była ona artystką nieco lekceważoną. Dopiero ostatnie lata, wraz z dowartościowaniem dokumentu, przyniosły wyraźną zmianę rangi jej twórczości.

„Zapis socjologiczny" (1978 – 1990) to jeden z najbardziej niezwykłych projektów w polskiej fotografii. Rydet przez kilkadziesiąt lat jeździła z aparatem po Polsce, portretując ludzi w ich otoczeniu: od Podhala po Suwalszczyznę. Pozostawiła kilkanaście tysięcy zdjęć, przedstawiających ludzi zainstalowanych w domowym otoczeniu: pośród sprzętów, mebli, dywanów, obrazów, a także roślin i zwierząt. Fotografie Rydet są czarno-białe, nie zawsze perfekcyjne technicznie.

Porównywane często ze słynnym projektem Sandera, realizowane wg pewnego kompozycyjnego klucza, pozbawione są jednak schematu, który nadawałby im formalną identyczność. To, co uderza u Rydet, to nieustająca świeżość spojrzenia, głęboki i autentyczny kontakt, jaki nawiązuje ze swoimi bohaterami. „Zapis" jest świadomą artystyczną kreacją, a jednocześnie zawiera cechy typowe dla dokumentu: jest systematycznym, choć subiektywnym opisem świata. Prezentacja w Galerii Starmach to największy jak dotąd pokaz „Zapisu...", wielka w tym zasługa od lat zaangażowanego w propagowanie jej twórczości Andrzeja Różyckiego.

„Stefania Gurdowa. Klisze przechowuje się" to jedno z odkryć Miesiąca Fotografii, kuratorski projekt Andrzeja Kramarza i Agnieszki Sabor. W 2007 r. w Dębicy odnaleziona została spuścizna fotograficzna po właścicielce kilku przedwojennych zakładów fotograficznych – Stefanii Gurdowej (1888 – 1968). Unikaowy zbiór ponad 1200 szklanych negatywów, z czego większość to portrety, datowane na lata 1923 – 1937.

Na większości negatywów znajdujemy zestawione obok siebie dwa wizerunki, prawdopodobnie właścicielka atelier czyniła tak z oszczędności. Spotykają się, zupełnie przypadkowo, cyrkowy atleta i ortodoksyjny żyd, biedacy i przedstawiciele mieszczaństwa. Ale także rodzeństwa, małżonkowie, ludzie szpetni i urodziwi, starzy i młodzi. Reguł brak. Gurdowa była świetnym fachowcem, ale nie w perfekcji rzemiosła jej siła. W sztywno, bez uśmiechu pozujących postaciach jest dziwna, niepokojąca nieuchronność, nieadekwatna do banalnej wizyty w zakładzie fotograficznym świadomość losu. Wybitny polski fotografik Jerzy Lewczyński porównał te zdjęcia do portretów ludzi w Oświęcimiu. Wystawa w synagodze Kupa pokazuje także, jak współczesny kontekst zmienia znaczenia fotografii – niespełna kilkadziesiąt lat temu konwencjonalnej i zwyczajnej.

Około 200 prac setki polskich fotografów można oglądać w Arsenale Muzeum Czartoryskich. Największa ekspozycja tegorocznego festiwalu, „Marzyciele i świadkowie", zrealizowana przez Wojciecha Prażmowskiego, zawiera wszelkie blaski i cienie pokazu autorskiego. Wybitny fotograf opowiada własną historię polskiej fotografii XX wieku – zachwyca się fotografią kreacyjną („marzyciele"), odsłania mniej znaną, często także niedocenianą fotografię dokumentalną („świadkowie"). Sięga przede wszystkim do zdjęć twórców, których zna (często osobiście), ceni i lubi. Dlatego najciekawsza część ekspozycji dotyczy głównie rówieśników i estetycznych mistrzów Prażmowskiego – artystów działających w Polsce w latach 60., 70. czy 80.

Doskonałe zdjęcia Hartwiga, Dłubaka, Piaseckiego, Schlabsa, Beksińskiego, potem Bruszewskiego czy Robakowskiego sąsiadują z mocnymi, często drapieżnymi kadrami rzadko lub wcale niepokazywanych polskich dokumentalistów – Osieckiego, Barącza, Jawczaka, Pierzgalskiego czy Holzmana.

Gorzej jest z historią polskiej fotografii pierwszej połowy XX wieku. Prażmowski oczywiście ją zna, ale jest to raczej wiedza wyuczona niż płynąca z serca. Pokazane na wystawie prace Bułhaka, Witkacego czy Hillera robią wrażenie wybranych przypadkowo, w luźnym związku z główną ideą wystawy. W tej części brakuje kilku ważnych nazwisk, na przykład Janusza Marii Brzeskiego. Zbagatelizowana została przedwojenna awangarda. Prażmowski nie czuje albo lekceważy to, co w polskiej fotografii przydarzyło się w latach 90. A przecież to także tytułowy XX wiek. Niepotrzebnie organizatorów poniosła ambicja zrobienia wystawy przekrojowej, obejmującej cały wiek. Na naprawdę świetny pokaz wystarczyłyby trzy, może cztery dekady.

Wystawy czynne są do końca maja. Organizatorzy: Fundacja Sztuk Wizualnych, Fundacja Imago Mundi

.

– Pomysł, by krakowski przegląd poświęcić polskiej fotografii, zrodził się trochę z przekory – opowiada szef artystyczny festiwalu Karol Hordziej. – Mimo szalonej popularności fotografii w ogóle wiedza o polskich dokonaniach w tej dziedzinie jest tak naprawdę bardzo skromna. Nie łudzimy się, że festiwal to zmieni, ale jest to dobra okazja, by na nowo tę fotografię przemyśleć, przewartościować i poddać refleksji. Jest jeszcze jeden problem: nasza rodzima fotografia zupełnie nie jest znana za granicą.

Wyjątkiem jest Witkacy, obecny w światowych kolekcjach; miał za granicą duże wystawy. Jednak w przeciwieństwie do fotografii czeskiej czy węgierskiej polska nie kojarzy się na świecie z żadnym znaczącym zjawiskiem. Chcemy to zmienić, uważamy, że polska fotografia na to zasługuje.

Wiedza o fenomenalnym „Zapisie socjologicznym" Zofii Rydet jest w środowisku dość powszechna, ale jeszcze do niedawna była ona artystką nieco lekceważoną. Dopiero ostatnie lata, wraz z dowartościowaniem dokumentu, przyniosły wyraźną zmianę rangi jej twórczości.

„Zapis socjologiczny" (1978 – 1990) to jeden z najbardziej niezwykłych projektów w polskiej fotografii. Rydet przez kilkadziesiąt lat jeździła z aparatem po Polsce, portretując ludzi w ich otoczeniu: od Podhala po Suwalszczyznę. Pozostawiła kilkanaście tysięcy zdjęć, przedstawiających ludzi zainstalowanych w domowym otoczeniu: pośród sprzętów, mebli, dywanów, obrazów, a także roślin i zwierząt. Fotografie Rydet są czarno-białe, nie zawsze perfekcyjne technicznie.

Pozostało 86% artykułu
Film
Nie żyje aktor Bernard Hill. Miał 79 lat
Film
Mastercard OFF CAMERA: Kobiety wygrywają
Film
#DZIEŃ 8 i zapowiedź #DNIA 9: Rozmowy o tym, co ważne
Film
Sztuka polityczna. Pokaz specjalny „Dyrygenta” Andrzeja Wajdy
Film
Rekomendacje filmowe: Komedia z Ryanem Goslingiem lub dramat o samobójstwie nastolatka