Laureat Nagrody Nobla z 1989 roku jest człowiekiem pokoju i pojednania. Przekonani są o tym przywódcy z całego świata – z wyjątkiem Chin. Brytyjscy dokumentaliści przez trzy lata towarzyszyli Dalajlamie z kamerą. Ekipa asystowała mu w podróżach zagranicznych do wielkich stolic świata i spotkaniach z mężami stanu z Zachodu. – Zdajemy sobie sprawę, że nasz film będzie drobiazgowo analizowany w Pekinie – wyjaśnia reżyser. – Dlatego postanowiliśmy zrezygnować z narratora i oddać głos samemu Dalajlamie. Widzowie mogą wyrobić sobie własne zdanie.
Przywódca duchowy Tybetańczyków ma ogromną siłę oddziaływania na swych rodaków, choć nie namawia ich ani do walki zbrojnej, ani do nienawiści wobec tych, którzy chcą im odebrać tożsamość. Chce być postrzegany jako zwyczajny śmiertelnik. – Niektórzy przychodzą zobaczyć Dalajlamę, bo sądzą, że umiem czynić cuda. Albo uzdrawiać. To oczywiście nieprawda – mówi w filmie. – Sprawcami większości naszych problemów są ludzie. 11 września był przerażającą tragedią. Takie rzeczy nie dzieją się nagle. Jedną z głównych przyczyn tego typu wydarzeń jest nienawiść. Ale jeśli spojrzymy na świat szerzej, zauważymy, że nienawiści jest mało, a miłości – mnóstwo.
Chińscy przywódcy nie ufają jego zapewnieniom, że rezygnuje z pełnej suwerenności swojego kraju, a zabiega jedynie o poszanowanie obywatelskich praw rodaków. Dalajlama wspomina, że miał tremę, kiedy po raz pierwszy, w 1954 roku, spotkał się z chińskim przywódcą, przewodniczącym Mao. Dziś nie ma po niej śladu. To raczej rozmówcy odczuwają tremę przed spotkaniem z nim.
Ma 73 lata, żyje na wygnaniu w Indiach od 1959 roku. Szanowany i ceniony jest na całym świecie, ale jego oficjalne wizyty należą do rzadkości, bo żaden kraj nie ma ochoty na nieporozumienia z Chinami sprzeciwiającymi się traktowaniu Dalajlamy jako przywódcy. Kiedy wizyta belgijskiego króla Alberta w Chinach przypadkowo zbiegła się z planowanym przyjazdem Dalajlamy do Belgii, ten postanowił odwołać swoją wizytę, żeby uniknąć kłopotów.
Nie dąży do konfrontacji, ale do zrozumienia. Jego pogodny uśmiech i niewzruszony spokój ducha budzą jednak niepokój przeciwników. A młodzi rodacy nie zawsze rozumieją, dlaczego namawia ich do wyrzeczenia się walki zbrojnej. – Nie wiem, czy jestem reinkarnacją poprzedniego Dalajlamy – mówi bohater dokumentu. – Często widzę się w snach jako buddyjski mnich. Rzadko mi się śni, że jestem Dalajlamą.