Film Semiha Kaplanoglu jest opowieścią o relacji matki z dojrzewającym synem.
Anatolijska prowincja. Yusuf ukończył szkołę średnią i musi podjąć decyzję, co chce dalej robić w życiu. Jego pasją jest pisanie wierszy – jeden z nich został nawet opublikowany w czasopiśmie literackim. Ale marzenia o karierze poety wydają się nierealne. Młodzi mężczyźni w wieku Yusufa najczęściej kończą, pracując w pobliskiej fabryce – tak jak jego kolega, który kiedyś również pisał wiersze.
Yusuf odwleka decyzję co do swojej przyszłości także z innego powodu – niezwykle silnej relacji z owdowiałą matką. Chłopak chłonie każdy jej gest, spojrzenie. Razem prowadzą małą mleczarnię. Gdy matka poświęca mu uwagę, czuje się bezpieczny. Jednak kobieta, spragniona uczuć, wdaje się w romans z zawiadowcą stacji, co wzbudza niepokój Yusufa. Chłopak czuje się odtrącony...
Relacja matki i syna wydaje się podszyta kompleksem Edypa. Nakreślona jest subtelnie, poprzez niedopowiedzenia. Kaplanoglu odwołuje się również do biblijnej symboliki (motyw węża).
Jednak przyznam, że ostentacyjnie pozbawiony dramaturgii film, którego akcja toczy się w żółwim tempie, obejrzałem z trudem. Reżyser zbudował fabułę z długich ujęć i zmusza widza do kontemplowania każdego z nich w nieskończoność.