Była bardzo kochliwa, ale nigdy nie wyszła za mąż. Jej partnerami byli bogaci przedsiębiorcy, arystokraci, książę Westminsteru... Za związek z niemieckim oficerem oskarżono ją o kolaborację. Opowieść o jej życiu i karierze mogłaby wypełnić wieloodcinkowy serial.
Anne Fontaine, reżyserka i współscenarzystka „Coco Chanel”, skoncentrowała się jednak na dzieciństwie i młodości bohaterki (Tatou), tworząc chwilami nazbyt ckliwą historię o Kopciuszku, który dzięki uporowi i sile charakteru podbił salony.
Poznajemy ją, gdy jako dziesięciolatka trafia wraz z siostrą do prowadzonego przez zakonnice sierocińca w Owernii. Gdy dorasta, zostaje skierowana do zakładu krawieckiego w Moulins. W dzień szyje, a wieczorami dorabia śpiewaniem w miejscowym kabarecie (jej popisowym numerem jest piosenka „Kto widział Coco na Trocadero” – stąd jej przydomek). Tam poznaje przebywającego na ćwiczeniach wojskowych Etienne’a Balsama (Poelvoorde), milionera i playboya.
Coco marząca o wyrwaniu się z prowincji zdawała sobie sprawę, że z jej statusem społecznym bez wsparcia bogatego partnera żadnej kariery nie zrobi. Mężczyzna chętnie skorzystał z nadarzającej się okazji, ale gdy manewry się skończyły, pożegnał się i wyjechał.
A Coco? Zwaliła mu się na głowę do podparyskiego zamku. Choć przyjął ją bez entuzjazmu, ona zamieszkała na dłużej, bez skrupułów zostając jego utrzymanką. Tam podjęła – eksperymentując na sobie – pierwsze próby tworzenia nowej mody. Dzięki Balsamowi poznała przyszłą klientelę – ludzi z wyższych sfer, i miłość swojego życia Artura „Boya” Capela (Nivola). On pożyczył jej pieniądze na otwarcie pracowni w Paryżu.