[b]Rz:[/b] W ostatnich latach powstaje coraz więcej filmów, których głównymi bohaterami są geje. Czy zmiana obyczajowa dotarła wreszcie do Hollywood?
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,474162.html]Zobacz fotosy z filmu[/link] [/wyimek]
[b]Julianne Moore:[/b] Zdecydowanie tak. Szkoda tylko, że ciągle z trudem dostrzegają ją politycy. Scenę rozmowy telefonicznej, w której George dowiaduje się, że nie będzie mógł być na pogrzebie swojego partnera, nagrywaliśmy w przeddzień wyboru Baracka Obamy na prezydenta. Ale także w czasie, gdy w Kalifornii przyjęto Propozycję 8, czyli poprawkę do stanowej konstytucji, która małżeństwem określała tylko związek między mężczyzną i kobietą. Dlatego "Samotny mężczyzna" wydaje mi się ważny. Pokazuje dwóch ludzi, którzy bardzo wiele dla siebie znaczyli, spędzili razem kawał życia. Myślę, że Tom Ford zekranizował powieść Christophera Isherwooda z dużym wyczuciem.
[b]Film jest rzeczywiście świetnie zrealizowany. Aż trudno uwierzyć, że zrobił go debiutant – kreator mody, który nie skończył studiów filmowych. [/b]
"Samotny mężczyzna" to pierwszy film Toma Forda, ale czy naprawdę reżyserski debiut? Przygotowywał mnóstwo pokazów swoich kolekcji. Współpracował z choreografami, scenografami, specjalistami od oświetlenia, modelkami. Na planie nie miał najmniejszych trudności. Panuje stereotyp, że ktoś, kto żyje w świecie mody, musi być płytki i próżny. Daje się porwać blichtrowi i ślizga się po powierzchni. Tymczasem Tom jest człowiekiem myślącym i niezwykle wrażliwym. Ufam mu. Znamy się od ponad dziesięciu lat, ubierał mnie na galę oscarową w 1998 roku, gdy dostałam nominację za rolę w "Boogie Nights". Od tej pory lubimy się. A kiedy przeczytałam scenariusz "Samotnego mężczyzny", byłam zachwycona.