Do 2009 roku Pixar zrealizował 10 filmów. W tym czasie tylko raz — i to ze względu na naciski partnerów z Disneya — kalifornijskie studio zdecydowało się na skopiowanie własnego pomysłu. I powstała druga część „Toy Story” (1999).
Jednak, poczynając od tego roku, Pixar zmienia proporcje. Do 2012 roku — oprócz „Toy Story 3” — powstaną jeszcze sequele „Aut” oraz „Potworów i spółki”. I tylko jedna oryginalna animacja — „The Brave”. Z grafiku wypadł natomiast film „Newt” Gary'ego Rydstroma, komedia romantyczna o ostatniej parze traszek na Ziemi. To pierwszy przypadek w historii studia, by wycofało się ono z projektu, którego premiera została wcześniej zapowiedziana.
Zaniepokojeni fani piszą na forach internetowych, że Pixar ulega komercjalizacji, narażając na szwank swoją legendę jednego z najlepszych studiów filmowych w historii kina. Myślę, że nie mają się czego obawiać, o ile wytwórni uda zachować się równowagę między wymogami rynku, oczekiwaniami Disneya i własną tożsamością zbudowaną na łączeniu najwyższej klasy familijnej rozrywki z artystycznymi ambicjami („Ratatuj”, „Wall-E”, „Odlot”).
Pixar stawia na kontynuacje, bo Disney, który dystrybuuje jego produkcje, zarabia krocie na gadżetach związanych z filmami.
Chodzi o wielkie pieniądze. Oto jeden z przykładów. Handel zabawkami z logo „Aut” (2006) przyniósł Disneyowi 2,5 miliarda dolarów dochodu w 2008 roku. Taki wynik robi wrażenie. Nic dziwnego, że pojawiła się presja, aby ZygZak McQueen jeszcze raz wyjechał na tor i zgarnął okrągłą sumkę.