[b] Do pana Filipa Bajona, reżysera filmu "Śluby panieńskie" [/b]
Szanowny Panie, obiecywał Pan "Śluby panieńskie" Fredry, a zachował się pan wobec hrabiego wyniośle jak magnat i dorobił mu gębę Dulskiej.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/artykul/9131,545822-Zgrywa-z-Fredry.html]Czytaj recenzję filmu [/link][/wyimek]
Pana film, który nie jest pośród współczesnych produkcji żadnym mercedesem daimler benz, tylko prowincjonalnym balem na dworcu w Koluszkach, udowadnia że nasz komediopisarz był skończonym hipokrytą. Dla teatrów pisał pobożne, niedające się dziś grać sztuczydła i dopiero po fajrancie odreagowywał – tworząc dla szlacheckiej ferajny super-zabawne erotyczne poematy w stylu "XIII Księgi Pana Tadeusza".
Męcząc widzów stereotypem anachronicznego Fredry – wyblakłego, tak jak beznadziejnie wypłowiałe są zdjęcia najnowszego Pana filmu – zaprosił Pan do epizodu Daniela Olbrychskiego. Czy dlatego, że w PRL czytał sprośne wiersze Fredry kolportowane na taśmach magnetofonowych? W finale przemycił Pan nawet fragment jednego z nich – "Baśni o księżniczce Pizdolonie". Ale dlaczego taki grzeczny, bez żadnego frywolnego słowa, skoro miał Pan odwagę grzebać bez sensu w sztuce i wysłać grających ją aktorów do przyczepy kempingowej, żeby sobie ulżyli seksualnie po "przydługiej gadaninie".