Po rozmowie z Lynchem zaintrygowany Sieveking sprawdził, czy dzięki metodzie proponowanej przez reżysera można osiągnąć wewnętrzną harmonię i poczuć przypływ mocy twórczych. Został adeptem ruchu transcendentalnej medytacji, z którym Lynch jest od lat związany. Aby poznać, jak "robić więcej i efektywniej", Sieveking musiał uiścić ponad 2300 euro. Dostał prywatną mantrę i instrukcję jej użytkowania. Wtedy postanowił z bliska przyjrzeć się organizacji gwarantującej przebudzenie ducha za sowitą opłatą. A o swoich odkryciach szczerze porozmawiać z Lynchem.
Sieveking wciela się w sympatyka ruchu pragnącego udokumentować jego działalność. Początkowo śledztwo wydaje się absurdalną zabawą w poszukiwanie życiowego celu, ale stopniowo atmosferę zgrywy zastępuje klimat znany z kina sensacyjnego.
Organizację medytacji transcendentalnej założył na przełomie lat 60. i 70. Hindus Maharishi Mahesh Yogi, uchodzący za mistyka zdolnego nawet do lewitacji. Umiał zdobywać zaufanie ludzi, zwłaszcza ze świata show-biznesu. W arkana technik medytacyjnych wprowadził m.in. Bitelsów, Mię Farrow i Clinta Eastwooda. Był jednak specyficznym guru. Wiedzą nie zamierzał się dzielić, wolał ją sprzedawać. A zdobytą gotówkę rzekomo inwestował w stworzenie światowego centrum pokoju, w którym lewitowałoby 8 tysięcy joginów.
Sieveking pokazuje w filmie miejsca, gdzie ma powstać centrum. Na indyjskiej prowincji wśród tumanów kurzu stoi rząd zapyziałych baraków i betonowych budynków otoczonych siatką. Tak wygląda obiecany przez Maharishiego za setki milionów dolarów raj na Ziemi.
[srodtytul]Cyniczna korporacja[/srodtytul]
Tymczasem pieniądze pozyskiwane od zwolenników zapewniają liderom organizacji, tytułującym się "skromnie" radżami, bizantyjski styl życia. Przeznaczane są także na zakładanie prywatnych uniwersytetów i centrów medytacji, w których nauczanie przypomina pranie mózgów zmierzające do odcięcia uczniów od zewnętrznego świata. Organizacja chce również wkroczyć ze swoim programem do szkół – w czym gorąco popiera ją nie tylko Lynch, ale także Paul McCartney i Ringo Starr.