David chce odlecieć. David Lynch i sekta

Nieznane oblicze słynnego reżysera, który jest twarzą religijnej sekty wykorzystującej naiwność ludzi

Publikacja: 06.01.2011 18:05

David Sieveking z Davidem Lynchem (2006). Film "David chce odlecieć" od piątku w kinach

David Sieveking z Davidem Lynchem (2006). Film "David chce odlecieć" od piątku w kinach

Foto: Rzeczpospolita, Adrian Staehl astaehl Adrian Staehl

Młodego niemieckiego dokumentalistę Davida Sievekinga, twórcę filmu "David chce odlecieć", zafascynował amerykański reżyser. Aby się spotkać z mistrzem, przyjechał na jego wykład do Stanów. Tyle że podczas spotkania reżyser "Miasteczka Twin Peaks" ani słowem nie wspomniał o swojej twórczości. Mówił natomiast, jak zgłębić życie duchowe za pomocą medytacji transcendentalnej. "Uczysz się techniki, włączasz ją w codzienną rutynę i możesz robić coraz więcej i coraz efektywniej" – zachęcał.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,9,589883.html]Zobacz galerię zdjęć[/link][/wyimek]

W filmach Lynch wielokrotnie starał się dotrzeć do tego, co tkwi w podświadomości. Medytacja wydawała się więc naturalnym przedłużeniem zainteresowań autora "Blue Velvet" i onirycznego "Miasteczka Twin Peaks".

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/zkulturanaty/2010/09/03/z-kultura-na-ty/]Z Kulturą na Ty - poleć swoje wydarzenie kulturalne [/link][/wyimek]

[srodtytul]Sensacyjne śledztwo [/srodtytul]

Po rozmowie z Lynchem zaintrygowany Sieveking sprawdził, czy dzięki metodzie proponowanej przez reżysera można osiągnąć wewnętrzną harmonię i poczuć przypływ mocy twórczych. Został adeptem ruchu transcendentalnej medytacji, z którym Lynch jest od lat związany. Aby poznać, jak "robić więcej i efektywniej", Sieveking musiał uiścić ponad 2300 euro. Dostał prywatną mantrę i instrukcję jej użytkowania. Wtedy postanowił z bliska przyjrzeć się organizacji gwarantującej przebudzenie ducha za sowitą opłatą. A o swoich odkryciach szczerze porozmawiać z Lynchem.

Sieveking wciela się w sympatyka ruchu pragnącego udokumentować jego działalność. Początkowo śledztwo wydaje się absurdalną zabawą w poszukiwanie życiowego celu, ale stopniowo atmosferę zgrywy zastępuje klimat znany z kina sensacyjnego.

Organizację medytacji transcendentalnej założył na przełomie lat 60. i 70. Hindus Maharishi Mahesh Yogi, uchodzący za mistyka zdolnego nawet do lewitacji. Umiał zdobywać zaufanie ludzi, zwłaszcza ze świata show-biznesu. W arkana technik medytacyjnych wprowadził m.in. Bitelsów, Mię Farrow i Clinta Eastwooda. Był jednak specyficznym guru. Wiedzą nie zamierzał się dzielić, wolał ją sprzedawać. A zdobytą gotówkę rzekomo inwestował w stworzenie światowego centrum pokoju, w którym lewitowałoby 8 tysięcy joginów.

Sieveking pokazuje w filmie miejsca, gdzie ma powstać centrum. Na indyjskiej prowincji wśród tumanów kurzu stoi rząd zapyziałych baraków i betonowych budynków otoczonych siatką. Tak wygląda obiecany przez Maharishiego za setki milionów dolarów raj na Ziemi.

[srodtytul]Cyniczna korporacja[/srodtytul]

Tymczasem pieniądze pozyskiwane od zwolenników zapewniają liderom organizacji, tytułującym się "skromnie" radżami, bizantyjski styl życia. Przeznaczane są także na zakładanie prywatnych uniwersytetów i centrów medytacji, w których nauczanie przypomina pranie mózgów zmierzające do odcięcia uczniów od zewnętrznego świata. Organizacja chce również wkroczyć ze swoim programem do szkół – w czym gorąco popiera ją nie tylko Lynch, ale także Paul McCartney i Ringo Starr.

[srodtytul]Brak etycznych zasad [/srodtytul]

Dokument uświadamia, że ruch Maharishiego to cyniczna korporacja, która wykorzystuje skłonność ludzi do szukania prostych recept na szczęście. W miejsce głębokiej wiary oferuje duchowość w wersji pop, jak w "Avatarze" i innych hollywoodzkich bajkach.

Dowodem na to, że jej liderzy nie mają skrupułów, jest walka o władzę, jaka rozgorzała dwa lata temu po śmierci Mahesha Yogiego. Wtedy też zaczęły się kłopoty Sievekinga. Zabroniono mu filmować. Asystenci Lyncha coraz bardziej utrudniali mu spotkania z artystą. A sam reżyser pogroził procesem za przedstawianie go w złym świetle.

Jednak w "David chce odlecieć" niemiecki dokumentalista nie narusza etycznych zasad, nie atakuje Lyncha. Podszywając się pod sympatyka ruchu, obnaża to, w co słynny reżyser się wplątał.

Dla jego fanów to przykry obrazek. Lynch jak automat powtarza w filmie formułki o zwiększonej kreatywności. Tyle że od czasu "Inland Empire" (2006) nie nakręcił fabuły. Teraz realizuje "Change Begins With-in". Dokument będzie odpowiedzią na obraz Sievekinga. Pokaże Maharishiego z punktu widzenia jego wyznawców.

[ramka][srodtytul]Medytacja pomaga mi tworzyć[/srodtytul]

[b]David Lynch ,reżyser[/b]

Wierzę, że prawdziwe szczęście jest w nas, tylko trzeba do niego dotrzeć. Medytacja transcendentalna Maharishiego Mahesha Yogiego w tym pomaga. Pojawiła się ponad pół wieku temu. Ja medytuję od 37 lat. Każdego dnia, rano i wieczorem. Nigdy nie opuściłem ani jednej sesji.

Przed laty razem z jednym z największych fizyków jądrowych, doktorem Johnem Hagelinem i badaczem mózgu doktorem Fredem Travisem mówiliśmy o idei medytacji na 13 uniwersytetach. W Kalifornii – w San Diego i Berkeley, Waszyngtonie, Nowym Jorku, Pensylwanii, w Michigan, Yale, Brown, Emerson College w Bostonie. Tematem rozmów były świadomość, kreatywność i mózg.

Tematy spotkały się z ogromnym zainteresowaniem ze strony studentów. Bo bez świadomości nie istniejemy lub nie wiemy, że istniejemy. Ona jest jakością abstrakcyjną, ale dla człowieka najważniejszą. Każdy ją ma. Ale ile? Można mieć świadomość wielkości piłeczki golfowej. Wtedy człowiek budzi się rano i żyje w ciągu dnia z wewnętrznym szczęściem na miarę piłeczki golfowej. Jeśli uda się tę świadomość rozszerzyć, to jednocześnie rozszerza się całego siebie – swoją percepcję świata.

W tym właśnie pomagają maharishi, czyli nauczyciele. Stosują oni bardzo proste techniki pozwalające każdemu zanurkować we własną świadomość. Pomagają odnaleźć mantrę – specyficzny dźwięk, wibrację lub myśl. To bardzo stara nauka. Zaczynasz zagłębiać się we własny umysł. Z ogromną przyjemnością. Bo każda jego warstwa daje więcej czaru i szczęścia. Więc po prostu idziesz. Przechodzisz kolejne warstwy, by doświadczyć nieograniczonego oceanu czystej świadomości.

Maharishi dają ci pojazd, którym możesz dostać się na ten ocean. To doświadczenie sprawia, że rośnie nasze szczęście, inteligencja, energia, kreatywność, harmonia, spokój. Pomaga nam wyeliminować gniew, agresję, poczucie niemożności, strach. Nawet depresję. Człowiek staje się silny. Mówi pani, że w religii katolickiej taką rolę spełnia Dekalog? Zgoda. Ale do dziesięciu przykazań trzeba się naginać. To system nakazów i zakazów. Medytacja pomaga osiągnąć podobny stan ducha w sposób naturalny, płynący z nas samych.

Mnie medytacja pomaga tworzyć. Bo każda sztuka – czy to z dziedziny filmu, czy muzyki, czy malarstwa – zaczyna się od idei. Intelekt i emocje powinny się wtedy w naszej świadomości połączyć.

W kraju tak szybko rozwijającym się jak Polska szczególnie chciałbym propagować medytację transcendentalną, bo jest ona nieprawdopodobną rakietą wiodącą do nowych osiągnięć, kreatywności i szczęścia.

[i]—notowała Barbara Hollender[/i][/ramka]

Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów