Francois Truffaut należy do legend europejskiego kina. Obok Jeana-Luca Godarda był jedną z najważniejszych postaci francuskiej Nowej Fali.
Zaczynał karierę jako recenzent filmowy „Cahiers du cinema”, gdzie zasłynął z ostrego pióra. Opublikował tam m.in. słynny artykuł „Tendencje kina francuskiego”, w którym zmieszał z błotem wielu rodzimych scenarzystów i reżyserów. Ale nie ograniczył się do krytyki, sam postanowił robić filmy. „Nie da się nikogo wyprzedzić, jeśli chodzi się jego śladami” — mawiał. Zaczął od krótkich filmów, ale powiew świeżości wniósł do kina opowieścią o trudnym dojrzewaniu — „400 batów”. Po nim poszli Godard, Rivette, Chabrol. Zerwali z konwencjonalną budową filmu, przeciwstawili się skostniałemu „kinu papy”, wprowadzili na ekran elementy autobiograficzne, improwizację, nową narrację pozwalającą na luźną interpretację dzieł.
W boxie „Francois Truffaut” znajduje się 5 filmów. Nakręcona w latach 60. „Gładka skóra”, to historia żonatego mężczyzny, którego jednonocna przygoda przekształca się w trwałe uczucie. „Skradzione pocałunki” (1968) są kontynuacją losów bohatera „400 batów”, podobnie jak pochodzące z 1970 r. „Małżeństwo”. W pierwszym Antoine Doinel układa sobie życie po wyjściu z wojska, w drugim — już jako stateczny mąż — przeżywa fascynację młodą Japonką. W zestawie są również późne obrazy twórcy — „Ostatnie metro” (1980) i „Kobieta z sąsiedztwa” (1981).
Z francuską Nową Falą związany był też bohater innego zestawu — Jean-Paul Belmondo, główna postać „Do utraty tchu” Godarda. Po tym filmie nazwano go „następcą Jeana Gabina” i „francuskim Jamesem Deanem”. On jednak równie chętnie grywał w filmach nowofalowych, jak w komediach i kryminałach. Stał się wręcz specjalistą od ról gangsterów i rozmaitej maści, często pełnych uroku, łobuzów. Sam też kochał życie, z wdziękiem zmieniał kobiety, zawsze pełen energii i humoru. Oglądamy 7 jego wcieleń w filmach Philippe’a de Broki („Cartouche zbójca” i „Wspaniały”), Alaina Resnaisa („Stavisky”), Henriego Verneuila („Strach nad miastem” i „Ciało mojego wroga”), Gerarda Oury („As nad asy”) oraz Alexandre’a Arcady’ego („Skok”).
Belmondo był zawsze „pięknym brzydalem” francuskiego kina, Alain Delon — niebywałym przystojniakiem. W młodości wyrzucony z katolickiej szkoły, w 1953 roku walczył w Indochinach, potem imał się różnych prac: był portierem, roznosicielem mleka, kelnerem. Właśnie w kafejce przy Champs-Elysees na ślicznego chłopca zwrócił uwagę Jean-Claude Brialy i załatwił mu wyjazd na festiwal filmowy w Cannes. Tak zaczęła się kariera Delona.